
Skąd Aosoth? No z szyrta, bo skąd, mojego szyrta. A później z pogadanki, kącika edukacyjnego, przed zupełnie innym seansem, w tym samym miejscu, co seans "LLB". Jak młoda pyta, trzeba się podzielić. Zachęcić. Nakreślić jak się widzi, ten ich blek, poopowiadać dlaczego z blekiem nie po drodze, choć są wyjątki, jak ten właśnie. Tak to działa.
Co do tego wczorajszego seansu. W końcu po dwóch miesiącach udało się wyrwać, wspólnie, rodzinnie. Nie na raty, nie w niepełnym składzie osobowym. Intensywne wakacje, każdy plan na planie, ale jest. To co miało być. Sam film? Godzinka z okładem pęka jak balonik co dolatuje wysoko. Miał być dramatejro psychologejro. Jest. Miał być film niedługi, niegłupi, w sam raz pod rozwój młodego człowieka. Był. Takiego z aspiracjami, w tym zawodowymi, gdzie grzebanie w głowie, jest na co dzień, wszystko tu było. Do tego o tym co kogo w nim uderzyło, że bycie w związku to niejebajka, że czasem wkradają się tisz(sch)nerowskie półprawdy, też było. W pogadankach.

W tychże pogadankach nawet było o tym, że teatralizm w filmie, jedność sceny, czasu itd.itp. to niekoniecznie musi być zamuła. O wielu sprawach było, bo i film dość nietypowy jak na współczesne kino. Wątki socjologiczne też się trafiły. O kawkowskiej opresyjności państwa, no i czy jak i kto z nacji może być zadowolniony, że hłąmeryka taka dobra i niedobra jest zarazem, też było. Także tego ten. Jak już tam se pooglądacie te bajki dla piotrusi panów, takie na poziomie 12 latka, te obce se pooglądacie, to na to też właściwie możecie się wybrać.