
LEVIATHAN - Massive Conspiracy Against All Life [2008]
Zasadniczo to film jest taki. Jakieś wielkie przedwieczne kurestwo, prawdopodobnie ośmiornica czy inna bezkręgowa pizda, wykurwiła w chuj lat temu w kosmos, teraz wraca, tyle, że bogatsza o konkretną Killing Technology. Kamera robi najazd na układ słoneczny, na dalszym planie widać Ziemię. Słychać szum silników, powoli, zza kadru wylania się wykurwisty kosmiczny czołg plus minus okładka dwójki NOCTURNUS... Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn!
Co do soundtracku, to, bardziej na zasadzie luźnych skojarzeń, niż autentycznych podobienstw, mamy tu coś z genialnego debiutu MYSTICUM i równie genialnego debiutu THORNS. Całość jednak osadzona w klimacie USBM, z charakterystycznymi rzewnymi melodiami. Nie da się także ukryć sporego zapatrzenia w frankońskich ewangelików z DEATHSPELL OMEGA, szczególnie w zajebistym Vulgar Asceticism. No i dodać trzeba, iż zajebiste tła spokojnie mogłyby wyjść spod łapy B. LUSTMORDA (no... powiedzmy...). Niewątpliwą zaletą jest też produkcja. Absolutnie brudna, nieczytelna i w chuj chaotyczna. Po chwili przestajemy się zastanawiać, czy to wokal, lo-fi klawisz czy może jakieś przypadkowe sprzężenie. Liczy się efekt. A ten rozpierdala. Pierdolone eskadry kosmicznego Luftwaffe nad bezbronną Ziemią. Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn!