Noise ssie, hałas bez podtekstówlonginus696 pisze:LOL. Na szczęście ani jedna ani druga.Jaghut pisze:Mam zamiar jeszcze założyć temat o noise i rozkminiać czy to muzyka popularna czy akademicka![]()

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Noise ssie, hałas bez podtekstówlonginus696 pisze:LOL. Na szczęście ani jedna ani druga.Jaghut pisze:Mam zamiar jeszcze założyć temat o noise i rozkminiać czy to muzyka popularna czy akademicka![]()
Popularna w sensie, że tworzona przez leszczy bez poważnego, dokładnego i w ogóle wykształcenia muzycznego. Na tej zasadzie popularna co np. Black Metal czy Industrial właśnie. Bynajmniej NIE chodziło mi o to, że noise jest na listach przebojów VIVYlonginus696 pisze:LOL. Na szczęście ani jedna ani druga.Jaghut pisze:Mam zamiar jeszcze założyć temat o noise i rozkminiać czy to muzyka popularna czy akademicka![]()
PrzesadzaszMorph pisze:
Noise ssie, hałas bez podtekstów
Jakbym przesadzał to bym był ujebany ziemiąJaghut pisze:PrzesadzaszMorph pisze: Noise ssie, hałas bez podtekstów
No, ale to, że wykonawca jest amatorem nie podpada pod żadną definicję "muzyki popularnej". Muzyka popularna to po prostu muzyka sprzedawana masowemu odbiorcy, lub jeszcze ogólniej muzyka "rozrywkowa". Noise nie jest "rozrywkowy", albo mam inną definicję rozrywki. Nie jest też popularny, w żadnym sensie tego słowa.Jaghut pisze: Popularna w sensie, że tworzona przez leszczy bez poważnego, dokładnego i w ogóle wykształcenia muzycznego. Na tej zasadzie popularna co np. Black Metal czy Industrial właśnie. Bynajmniej NIE chodziło mi o to, że noise jest na listach przebojów VIVYPo prostu brakowało mi określenia, a muzyka tworzona przez leszczy bez poważnego, dokładnego i w ogóle wykształcenia muzycznego brzmi gorzej
![]()
No dobra, popularny nie jest (może z wyjątkiem Japonii) ale już wytłumaczyłem o co mi chodzi. Po prostu "popularna" w sensie, że każdy kto chce może ją tworzyć. Tak jak np. Metal czy Punk rock, w których każdy może chwycić za gitarę lub bas i nagrać płytę (nie zależnie od jej jakości). Przy czym wiem, że z noisem jest podobnie, ale korzenie tego nurtu wywodzą się ze środowisk akademickich.longinus696 pisze:No, ale to, że wykonawca jest amatorem nie podpada pod żadną definicję "muzyki popularnej". Muzyka popularna to po prostu muzyka sprzedawana masowemu odbiorcy, lub jeszcze ogólniej muzyka "rozrywkowa". Noise nie jest "rozrywkowy", albo mam inną definicję rozrywki. Nie jest też popularny, w żadnym sensie tego słowa.Jaghut pisze: Popularna w sensie, że tworzona przez leszczy bez poważnego, dokładnego i w ogóle wykształcenia muzycznego. Na tej zasadzie popularna co np. Black Metal czy Industrial właśnie. Bynajmniej NIE chodziło mi o to, że noise jest na listach przebojów VIVYPo prostu brakowało mi określenia, a muzyka tworzona przez leszczy bez poważnego, dokładnego i w ogóle wykształcenia muzycznego brzmi gorzej
![]()
Wiem, o co Ci chodziło. Chciałem po prostu uściślić.Jaghut pisze: No dobra, popularny nie jest (może z wyjątkiem Japonii) ale już wytłumaczyłem o co mi chodzi. Po prostu "popularna" w sensie, że każdy kto chce może ją tworzyć. Tak jak np. Metal czy Punk rock, w których każdy może chwycić za gitarę lub bas i nagrać płytę (nie zależnie od jej jakości).
Dokładnie. Ze środowisk akademickich, które były programowo anty-akademickie. Muzykę konkretną tworzyli też plastycy oraz performerzy. Właśnie z nurtem happening / performance ma ona wiele wspólnego, dzięki wielostronnej działalności Johna Cage'a (chyba wszyscy wiedzą, kto to taki), który w nowojorskiej Black Mountain College urządzał akcje łączące muzykę, malarstwo, taniec, do tego projekcje filmów - wszystko w ramach pojedynczego wystąpienia (jednego dzieła).Jaghut pisze:Przy czym wiem, że z noisem jest podobnie, ale korzenie tego nurtu wywodzą się ze środowisk akademickich.
O... kolega wyprzedził.grot pisze:Ale to bez sensu taka definicja, niektórych akademików też może grać każdy i co? A "4'33" Cage'a to nawet w tej chwili sobie pogrywam
Grać może każdy co chce nawet Chopina, ale żeby coś takiego stworzyć trzeba mieć jakieś podstawy. A mnie nie chodziło o odtwarzanie tylko o tworzenie. Co więcej powiem, że tak nudnego i sformalizowanego środowiska jak rock to chyba nie ma.longinus696 pisze:O... kolega wyprzedził.grot pisze:Ale to bez sensu taka definicja, niektórych akademików też może grać każdy i co? A "4'33" Cage'a to nawet w tej chwili sobie pogrywam
Zdefiniuj "środowisko rocka".Jaghut pisze: Co więcej powiem, że tak nudnego i sformalizowanego środowiska jak rock to chyba nie ma.
Czy takie wywrotowe? Na pewno pod względem obyczajowości. Ale muzycznie to rock jest w sumie takim mniej lub bardziej przesterowanym bluesem. Nie zrozum mnie źle lubię rock, wręcz uwielbiam ale 2/3 kapel to są kopie a te najbardziej wywrotowe znane są niewielkiej grupie słuchaczy.longinus696 pisze:Zdefiniuj "środowisko rocka".Jaghut pisze: Co więcej powiem, że tak nudnego i sformalizowanego środowiska jak rock to chyba nie ma.
I gdzie niby ten formalizm? Historia rocka to historia najbardziej wywrotowych rzeczy jakie powstały w ramach kultury popularnej w XX w. Nawet industrial, który tak sobie cenisz jest częścią spuścizny rockowej. Zupełnie nie kumam o co Ci chodzi.
Jaghut pisze:Czy takie wywrotowe? Na pewno pod względem obyczajowości.
Jaghut pisze:Ale muzycznie to rock jest w sumie takim mniej lub bardziej przesterowanym bluesem.
Na tyle milionów kapel to myślę, że zdecydowanie mniej niż 1/3 jest prawdziwie twórcza (nawet mniej niz 90% - przerabialiśmy ten temat wielokrotnie). To jednak powszechna zasada niezależna od gatunku muzyki, czy w ogóle jakiejkolwiek dziedzinyJaghut pisze:Nie zrozum mnie źle lubię rock, wręcz uwielbiam ale 2/3 kapel to są kopie a te najbardziej wywrotowe znane są niewielkiej grupie słuchaczy.
Zgadzam się. Stary rock dla sfery np. seksualności zrobił dużo.longinus696 pisze:Jaghut pisze:Czy takie wywrotowe? Na pewno pod względem obyczajowości.
Obyczajowość to kwestia splotu różnych ideologii, więc na gruncie społecznym to potwornie rozległy obszar. Nie lekceważyłbym tego.
Ale większość muzyki opiera się na tych samych schematach. Chociażby klasyczne kapele Punk np. Ramones to taki szybszy i bardziej przesterowany Rock'n'rol po linii The Who.longinus696 pisze:Jaghut pisze:Ale muzycznie to rock jest w sumie takim mniej lub bardziej przesterowanym bluesem.
Daj spokój. To straszne uproszczenie, które buduje fałszywy obraz rocka. W ramach tego "mniej lub bardziej przesterowanego bluesa" pojawia się olbrzymia ilość modyfikacji formalnych pozwalających tworzyć nowe odnogi gatunku. Wystarczy spojrzeć ile różnych zjawisk pojawiało się w obrębie rocka progresywnego, ile odmian miał punk-rock, jak wiele rzeczy wydarzyło sie w metalu. Jeśli to jest "sformalizowane" środowisko, to nie znam środowisk niesformalizowanych.
Bez przesady, właśnie w środowiskach awangardowych jest dużo mniejszy odsetek epigonów (oczywiście nie chodzi mi o industrial bo np. środowisko martial ma ten odsetek olbrzymi). Ale czy słyszałeś kiedyś kopię Xanakisa?longinus696 pisze:Na tyle milionów kapel to myślę, że zdecydowanie mniej niż 1/3 jest prawdziwie twórcza (nawet mniej niz 90% - przerabialiśmy ten temat wielokrotnie). To jednak powszechna zasada niezależna od gatunku muzyki, czy w ogóle jakiejkolwiek dziedzinyJaghut pisze:Nie zrozum mnie źle lubię rock, wręcz uwielbiam ale 2/3 kapel to są kopie a te najbardziej wywrotowe znane są niewielkiej grupie słuchaczy.
Właśnie specjalnie napisałem to, co napisałem, żebyś nie ograniczył tego do sfery seksualności. Nie wyszło.Jaghut pisze: Zgadzam się. Stary rock dla sfery np. seksualności zrobił dużo.
No i co z tego. Wszystko z czegoś wynika. Nikt nie żyje w próżni. Najważniejsze jest to, że Ramones i The Who to inna muzyka i inne sposoby ekspresji, właśnie dzięki odpowiedniej transformacji. W każdej dziedzinie sztuki można tak prześledzić problem wpływów i odniesień.Jaghut pisze:Ale większość muzyki opiera się na tych samych schematach. Chociażby klasyczne kapele Punk np. Ramones to taki szybszy i bardziej przesterowany Rock'n'rol po linii The Who.
Nie wiem, co to są "środowiska awangardowe". Po drugie, to, co napisałeś to jakiś oksymoron. Awangarda polega na tym, że nie jest się epigonem. Rock ma swoją awangardę (potocznie mówiąc), muzyka poważna ma swoją, malarstwo ma swoją itd. itp. Awangarda rocka wcale nie jest mniejsza niż awangarda muzyki poważnej. Poza tym sam "awangardyzm" ma swoje problemy i paradoksy np. to, że szybko kostnieje i przeradza się w akademizm. Kto dziś jest "strażą przednią", za pięć lat może wpierdolić własny ogon i zostać "wsteczniakiem".Jaghut pisze: Bez przesady, właśnie w środowiskach awangardowych jest dużo mniejszy odsetek epigonów
Sorry, jestem w takim momencie życia, że większość rzeczy kojarzy mi się z seksemlonginus696 pisze:Właśnie specjalnie napisałem to, co napisałem, żebyś nie ograniczył tego do sfery seksualności. Nie wyszło.Jaghut pisze: Zgadzam się. Stary rock dla sfery np. seksualności zrobił dużo.
Rock to muzyka polityczna. Oczywiście seks to też sprawa polityki, ale w rocku na przestrzeni dekad chodziło o całe spektrum różnych spraw: od propagowania pewnego stylu życia po kwestie związane z rozwojem technologii.
Czy aż tak mocno inna, jak np. John Zorn i Louis Armstrong?longinus696 pisze:No i co z tego. Wszystko z czegoś wynika. Nikt nie żyje w próżni. Najważniejsze jest to, że Ramones i The Who to inna muzyka i inne sposoby ekspresji, .Jaghut pisze:Ale większość muzyki opiera się na tych samych schematach. Chociażby klasyczne kapele Punk np. Ramones to taki szybszy i bardziej przesterowany Rock'n'rol po linii The Who.
No przyznaję rację ale awangarda rocka lat np. 70 dorobiła się mnóstwa epigonów, a np. ten nieszczęsny Xanakis, Schoenberg czy Cage nie są do dzisiaj przez nikogo kopiowani.longinus696 pisze:Nie wiem, co to są "środowiska awangardowe". Po drugie, to, co napisałeś to jakiś oksymoron. Awangarda polega na tym, że nie jest się epigonem. Rock ma swoją awangardę (potocznie mówiąc), muzyka poważna ma swoją, malarstwo ma swoją itd. itp. Awangarda rocka wcale nie jest mniejsza niż awangarda muzyki poważnej. Poza tym sam "awangardyzm" ma swoje problemy i paradoksy np. to, że szybko kostnieje i przeradza się w akademizm. Kto dziś jest "strażą przednią", za pięć lat może wpierdolić własny ogon i zostać "wsteczniakiem".Jaghut pisze: Bez przesady, właśnie w środowiskach awangardowych jest dużo mniejszy odsetek epigonów
Nie manipuluj argumentami. Taką samą odległość masz między The Rolling Stones i The Curse of the Golden Vampire.Jaghut pisze: Czy aż tak mocno inna, jak np. John Zorn i Louis Armstrong?
Taka już karma awangardy. Każdej. Nie masz wpływu na swoich następców.Jaghut pisze:ale awangarda rocka lat np. 70 dorobiła się mnóstwa epigonów,
A może po prostu nie znasz kopistów Cage'a, czy Schoenberga? Zresztą patenty Cage'a dziś są wykorzystywane na potęgę w różnych gatunkach muzyki.Jaghut pisze:a np. ten nieszczęsny Xanakis, Schoenberg czy Cage nie są do dzisiaj przez nikogo kopiowani.
The Curse of the Golden Vampire, ten Empire i Broadricka? To on jest rockowy?longinus696 pisze:Nie manipuluj argumentami. Taką samą odległość masz między The Rolling Stones i The Curse of the Golden Vampire.Jaghut pisze: Czy aż tak mocno inna, jak np. John Zorn i Louis Armstrong?
Skrajne bieguny rocka dzieli potworna przestrzeń nieraz.
Wymieniłeś dwa projekty których niestety nie znamlonginus696 pisze:Taka już karma awangardy. Każdej. Nie masz wpływu na swoich następców.Jaghut pisze:ale awangarda rocka lat np. 70 dorobiła się mnóstwa epigonów,
Ale skoro tak twierdzisz, to pokaż mi drugi CAN, albo drugie PERE UBU ?
Z drugiej strony tyle przeróżnych i oryginalnych zjawisk pojawiło się dzięki rockowi lat 70, że aż strach wymieniać.
Są wykorzystywane ale nie istnieją projekty które je tak dokładnie kopiują jak np. The Flower King zrzynający z Yes.longinus696 pisze:A może po prostu nie znasz kopistów Cage'a, czy Schoenberga? Zresztą patenty Cage'a dziś są wykorzystywane na potęgę w różnych gatunkach muzyki.Jaghut pisze:a np. ten nieszczęsny Xanakis, Schoenberg czy Cage nie są do dzisiaj przez nikogo kopiowani.