Moim zdaniem album całkiem ciekawy, dobrze się tego słucha (taki smooth jazz w realiach prog-metalu) ale daleko tej płytce do wywołania zachwytu. Zgrabne patenty nie w stylu blastów i industrialu (Arcturus, czy StrommoussHeld) a raczej stonowanego prog-rock-jazz-alternative-wstawcochcesz-metalu z czystym wokalem. Ma chłopak talent i wszystko się układa jak powinno, choć bez rumieńców. O pazurach Antigamy i poszatkowaniu Meshuggah ni ma co marzyć.

Nie mogę się pozbyć wrażenia, że to takie nieco urozmaicone In Absentia Porcupine Tree - co rusz to samo nachalne skojarzenie. Bez tak zgrabnie wysuniętego bassu i z aspiracjami do bycia czymś odkrywczym, ale...
6/10 mogę dać.