a kto ci każe słuchać? twoja strata
a w ramach sprostowania tych bzdur, co kolega Piceradrops napisał:
THE EXORCIST - zaczyna się jak klasyczne rockabilly, rejony REVEREND HORTON HEAT, powoli jednak wszystki się rozjeżdża, wchodzi piękna gitarka jak z jedynki Floydów. bardzo dobry numer.
SOME DISNEY SCENE - praktycznie rip-off JOY DIVISION. przynajmniej sekcja + wokal, reszta, czyli wszelkie elektroniczne przeszkadzajki + saksofon, przypomina raczej klimaty z planety GONG. w tym teź klimacie utrzymana jest piękna końcówka numeru. kawałek ZAJEBISTY.
TEENAGE DREAMS - jedyny niepotrzebny zupełnie na płycie kawałek. zjebany klawisz i brak jakiegokolwiek zęba. nawet ewidentne nawiązania wokalne do JOY DIVISION i rozjechana gitarka jak z THE CURE nie bronią tego numeru. Do wyjebania.
HONEY PIE - mały romans z shoegaze. wbrew pozorom jednak fajny numer ze świetnym basikiem i klimatem dwójki JOY DIVISION / NEW ORDER. może być.
THE CASIO PLAGUE - tu zaczyna się prawdziwe mistrzostwo świata. oszczędna rytmika, przestery, drony, syntezatory jak w HELDON czy innego wynalazku z rejonów bardziej na wschód, czyli z Nemec. do tego, w pewnym moemencie, wyraźnie pojawia się maksymalnie przesterowana gitara jadąca piękne black metalowe tremolo. zajebisty numer.
181 BPM - znowu JOY DIVISION na kilogramy, bass, gitara, sekcja, wokal - wszystko. tyle, że podbite hammondami. świetna, odjechana, na maksa psychodeliczna końcówka. bardzo dobry numer.
ON FIRE - początek jak z NAKED CITY. mocny bass i na to free jazzowa improwizacja, później wchodzi piękny trybialny rytm podbity cudownym basikiem, niezły klawisz jak z CRAZY WORLD OF ARTHUR BROWN (wiadomo). słychać wczesnego CAVE'a, słychać wczesny BAUHAUS. a nawet THE YOUNG GODS. zajebisty numer.
MR. FLORIDA - mistrzostwo. od powolnych, snujących się dronów do erupcji przesteru z black metalowym riffem na koniec. MEGAZAJEBISTY numer.