
Pan Sonic - Gravitoni [2010]
W zasadzie nie będę pozował tutaj na eksperta i przyznam się, że zacząłem od dupy strony z ich twórczością. Jak się okazuje, dla duetu z Finlandii, "Gravitoni" to łabędzi śpiew, ale na tyle charakterystyczny, że w zalewie niezłych płyt z tego roku zdecydowanie warto się zatrzymać przy tym krążku na dłużej.
To, co cechuje ten krążek, to swego rodzaju kliniczna ascetyczność formy. Całość wypełniona jest wszędobylskimi industrialnymi szumami, ale wydaje się jakby na dobre oderwane one były od naszej planety i zawieszone gdzieś daleko w próżni. Często Pan Sonic kłania się w pas dokonaniom Alva Noto przez wzgląd na elektroniczną elegancję. Z drugiej jednak strony, mechaniczne trzaski i zgrzyty mocno kojarzą się z Einstürzende Neubauten czy pośrednio nawet Merzbow. Generalnie, mocno eksperymentalna to płyta i raczej nie na każde ucho, bowiem czystej muzyki sensu stricte tutaj jak na lekarstwo (otwierający kawałek, czy taki "Trepanointi/Trepanation" są tego dobitnym przykładem). Dopiero pod koniec panowie wracają do minimalnie transowych bitów, ale oczywiście nadal ze sporą dawką ogłuszającego hałasu.
Zamiast pisać po próżnicy: "Gravitoni" to szorstki, zadziorny kosmos i ogromna hala maszynowa, przybrane w szpitalny kitel.
Dobra rzecz.