
ładne, nie? australia nie samym napierdolem stoi. tutaj mamy do czynienia z tworem, który najłatwiej można określić jako granie pod unholy z rapture (a że uwielbiam tę płytę, to tym bardziej mi to weszło) ale z jakimś takim stonerowym pazurem. kobita se śpiewa (zajebiste wokale!), kolo se tam doły wkręca, od czasu do czasu serwują oboje trochę wymykające się z ram przekwaszone odjazdy. ja to kupuję, poziom zajebistości na tym albumie oscyluje w górnych rejonach, więc co mam nie lubić. no fajoska płyta.
na zachętę wkleję też tę pannę całą, gościa już wam oszczędzę:

może se ktoś zjechać pod nią, albo pod koszulkę sadex, jak kto woli :)
edit: a jeszcze jedna zachęta: ona ma na imię MANDY <3