Marie pobiliście?:))arise pisze:Fakt ludzi nie było za dużo w porównaniu do zeszłorocznej edycji. Mas starych lalusiów którzy na ścisk pod barierką przy GC na Ironach reagowali ''gdzie sie kurwa pchacie'' , riposta jednego kolesia była dobra, a co kurwa przyszedłeś na fila, że chcesz się pobujać ! Napierdalać ! Po czym pizdusie wymiękły. Ostre napieranie na bariery było.
Jeszcze jedno, jak kurwa można pyrać po kieszeniach jak ludzie napierdalają w tym ścisku pod barierami, dwa razy jakaś kurwa pchała łapy do moich kieszeniach, to samo miało 3-4 kolesi obok mnie. Jak dostał kurwa z łokcia po łbie to odpuścił szmaciarz. Szkoda, że pyska nie namierzyłem.
Sonisphere Festival 2011
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Maleficio
- zahartowany metalizator
- Posty: 5327
- Rejestracja: 13-11-2005, 14:38
- Lokalizacja: Sjakk Matt Jesu Krist
- Kontakt:
Re: Sonisphere Festival 2011
- Pteroczłek
- postuje jak opętany!
- Posty: 505
- Rejestracja: 27-12-2010, 10:07
Re: Sonisphere Festival 2011
Killing Joke - szkoda, że przypadła im rola otwieracza na tego typu spędzie. Coleman słabo nagłośniony, za to ucharakteryzowany jak Paul Stanley ;) Set oparty na ostatniej płycie - poleciało na pewno "The great cull" i "This world hell", chyba także "Endgame". Oprócz tego w setliście trafiły się m.in. "Asteroid" i "The wait". Głowy nie dam, czy nie zaczęli od "Savage freedom"... Niestety ilość spożytych później promili i wrażenia z Motorhead trochę zatarły wspomnienia z tego koncertu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja zobaczyć ich w normalnych, klubowych warunkach - panowie w świetnej formie i w odpowiedniej oprawie ich koncert by pozamiatał.
Devin Townsend Project - najfajniejszą częścią występu była walka technicznych o uruchomienie mikrofonu. Trwało to z 10 minut, w trakcie których Devin pozabawiał publikę - zagadywał, zaprezentował swoje umiejętności taneczne, powydurniał się - generalnie bardzo fajnie wybrnął z całej sytuacji - na koniec po prostu zajebał mikrofon drugiemu gitarzyście :) Co do właściwej części koncertu - ostatnie dokonania Devina mi nie leżą i uważam, że koleś od czasu rozwiązania SYL zjada własny ogon. Niemniej showman z niego zajebisty i po prostu fajnie się ten występ oglądało. Gościu ewidentnie spełnia się w tym co robi i jest naładowany cholernie pozytywną energią. Idealny festiwalowy wypełniacz :)
Volbeat - przerwa na parę browarów. Z tego co słyszałem to chujnia :)
Mastodon - kontynuacja spożycia. Ale, że słychać było nieźle, jedno ucho nastawiłem :) Koncert chyba wypadł całkiem całkiem, bodaj jako drugi kawałek poleciało "March of teh fire ants". Wokale jakieś dziwne.
Motorhead - najlepszy koncert festiwalu. Tutaj nie ma co się rozpisywać - Lemmy jest bogiem!!! Na scenie esencja rock'n'rolla, a w młynie przednia zabawa - jak zagrali moje ukochane "Killed by death" niemal eksplodowałem z radochy :)
Iron maiden - męczenie buły, głównie balladowe kawałki z ostatnich płyt. Poleciała chyba połowa "The final frontier" i utwierdzam się w przekonaniu, że te długie instrumentalne pasaże służą temu, aby Dickinson miał chwilę żeby odsapnąć i nabrać sił na bieganie przy takim "The trooper". Widowisko jak zwykle na poziomie, ale na pewno był to najsłabszy koncert dziewicy, na jakim byłem. Na plus - "Running free" zagrane pod koniec.
Ogólnie imprza udana. Zaskoczeniem była mała frekwencja. Sam teren festiwalu był chyba o połowę mniejszy niż na AC/DC i Metallice.
Devin Townsend Project - najfajniejszą częścią występu była walka technicznych o uruchomienie mikrofonu. Trwało to z 10 minut, w trakcie których Devin pozabawiał publikę - zagadywał, zaprezentował swoje umiejętności taneczne, powydurniał się - generalnie bardzo fajnie wybrnął z całej sytuacji - na koniec po prostu zajebał mikrofon drugiemu gitarzyście :) Co do właściwej części koncertu - ostatnie dokonania Devina mi nie leżą i uważam, że koleś od czasu rozwiązania SYL zjada własny ogon. Niemniej showman z niego zajebisty i po prostu fajnie się ten występ oglądało. Gościu ewidentnie spełnia się w tym co robi i jest naładowany cholernie pozytywną energią. Idealny festiwalowy wypełniacz :)
Volbeat - przerwa na parę browarów. Z tego co słyszałem to chujnia :)
Mastodon - kontynuacja spożycia. Ale, że słychać było nieźle, jedno ucho nastawiłem :) Koncert chyba wypadł całkiem całkiem, bodaj jako drugi kawałek poleciało "March of teh fire ants". Wokale jakieś dziwne.
Motorhead - najlepszy koncert festiwalu. Tutaj nie ma co się rozpisywać - Lemmy jest bogiem!!! Na scenie esencja rock'n'rolla, a w młynie przednia zabawa - jak zagrali moje ukochane "Killed by death" niemal eksplodowałem z radochy :)
Iron maiden - męczenie buły, głównie balladowe kawałki z ostatnich płyt. Poleciała chyba połowa "The final frontier" i utwierdzam się w przekonaniu, że te długie instrumentalne pasaże służą temu, aby Dickinson miał chwilę żeby odsapnąć i nabrać sił na bieganie przy takim "The trooper". Widowisko jak zwykle na poziomie, ale na pewno był to najsłabszy koncert dziewicy, na jakim byłem. Na plus - "Running free" zagrane pod koniec.
Ogólnie imprza udana. Zaskoczeniem była mała frekwencja. Sam teren festiwalu był chyba o połowę mniejszy niż na AC/DC i Metallice.
- maciek z klanu
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11725
- Rejestracja: 23-12-2008, 22:34
Re: Sonisphere Festival 2011
tez bylem. oczywisice jechalem z kato samochodem kolo 6 godzin przez jebane korki i potem bladzenie w warszawie, bo idioci nie umieja nakierowac na bemowo :)
co do koncertu widzialem 3 rzeczy.
jak stalem w kolejce do kibla slyszalem cale MASTURBATOR - bardzo fajnie i z jajem wypadli. Klasa, szkoda ze tak krótko i szkoda ze na autobusie. 8/10
MOTORHEAD - no kurwa moc. na nich przyjechalem na sonisphere i sie nie zawiodlem. szkoda tylko ze tak krotko. 10/10
IRON MAIDEN - nie bylo pierdolniecia. nie jestem fanem heavy metalu moze dla tego. co mozna powiedziec. widowisko bardzo dobre, wkurwiajace kawalki z final frontier. rozdupczyl kawalek iron maiden. dickinson i reszta w bardzo dobrej formie. nie moja bajka 6/10
reszty nie widzialem. slyszalem tylko jak pitoli hunter, ale nie chcialo mi sie tam isc.
co do koncertu widzialem 3 rzeczy.
jak stalem w kolejce do kibla slyszalem cale MASTURBATOR - bardzo fajnie i z jajem wypadli. Klasa, szkoda ze tak krótko i szkoda ze na autobusie. 8/10
MOTORHEAD - no kurwa moc. na nich przyjechalem na sonisphere i sie nie zawiodlem. szkoda tylko ze tak krotko. 10/10
IRON MAIDEN - nie bylo pierdolniecia. nie jestem fanem heavy metalu moze dla tego. co mozna powiedziec. widowisko bardzo dobre, wkurwiajace kawalki z final frontier. rozdupczyl kawalek iron maiden. dickinson i reszta w bardzo dobrej formie. nie moja bajka 6/10
reszty nie widzialem. slyszalem tylko jak pitoli hunter, ale nie chcialo mi sie tam isc.
Jestem Maciek, szukam klanu.Adrian696 pisze:nie, BURZUM jest emo
- kocurejro
- postuje jak opętany!
- Posty: 381
- Rejestracja: 29-01-2006, 21:43
- Lokalizacja: Sto(L)ica/Progresja
Re: Sonisphere Festival 2011
no bo pod koniec zaczeli wreszcie grac to co powinni napierdalac od poczatkuBuła pisze: ( i jeszcze Kocur przez 3/4 konceru marudził że tylko nowe numer i że wychodzi ale został do końca ;) )

-
- zaczyna szaleć
- Posty: 236
- Rejestracja: 22-12-2010, 00:14
Re: Sonisphere Festival 2011
Pierwszy raz byłem na Sonisphere i się trochę zawiodłem. Najbardziej chciałem zobaczyć Killing Joke, ale spóźniłem się 20 min i w efekcie oglądałem koncert przez jakieś 5. Mastodon to wybitnie niekoncertowy zespół, ale i tak nie przepadam. Motorhead klasa, ale koncert też mnie jakoś nie porwał. Iron Maiden zaliczyli zajebistą końcówkę, ale setlista ogólnie słaba, kilka pomyłek (dziwne jak na zespół z takim stażem) i Bruce już zdecydowanie nie śpiewa jak dawniej. Reszta zespołów mnie nie interesowała.
Dużym błędem było kupienie zwykłych biletów. Jak dla mnie dużo ludzi, straszny ścisk, więc koncert oglądałem na telebimie z pewnej odległości, która pozwalała zachować mi pewien odstęp od reszty. Nie rozumiem pomysłu z golden circle, a tym bardziej z czarnymi budkami zasłaniającymi widok osobom, które nie wydały 400 zł. Na plus niezłe nagłośnienie, ale na festiwalach takiego kalibru to już chyba standard.
Dużym błędem było kupienie zwykłych biletów. Jak dla mnie dużo ludzi, straszny ścisk, więc koncert oglądałem na telebimie z pewnej odległości, która pozwalała zachować mi pewien odstęp od reszty. Nie rozumiem pomysłu z golden circle, a tym bardziej z czarnymi budkami zasłaniającymi widok osobom, które nie wydały 400 zł. Na plus niezłe nagłośnienie, ale na festiwalach takiego kalibru to już chyba standard.
- maciek z klanu
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11725
- Rejestracja: 23-12-2008, 22:34
Re: Sonisphere Festival 2011
duzo ludzi?? stalem bardzo blisko sceny mialem widok na cala scene + na oba telebimy (stalem pod prawymi trybunami) i ni ebylo scisku. Trza bylo byc rok temu to bys zobaczyl scisk na metalice.
Jestem Maciek, szukam klanu.Adrian696 pisze:nie, BURZUM jest emo
- Kurt
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3179
- Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
- Lokalizacja: Łódź
Re: Sonisphere Festival 2011
A czego nie rozumiesz z golden circle ? Są barany, które chcą zapłacić więcej, żeby być bliżej sceny, to się im to umożliwia, bo, jak to mówią adwokaci, barany są po to, żeby je golić :)
The madness and the damage done.
- maciek z klanu
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11725
- Rejestracja: 23-12-2008, 22:34
Re: Sonisphere Festival 2011
tak wczoraj se stalem i czekalem na motorhead i mysle. kurwa niedlugo bedzie selekcja i roznie platna plyta, jak w jakims jebanym titanicu. ludzie z prawej 115. ludzie z lewej 100. ludzie w srodku 123....
Jestem Maciek, szukam klanu.Adrian696 pisze:nie, BURZUM jest emo
-
- zaczyna szaleć
- Posty: 236
- Rejestracja: 22-12-2010, 00:14
Re: Sonisphere Festival 2011
No ja też tam stałem, ale widziałem tylko jakieś malutkie ludziki na scenie :) Ja ogólnie wolę koncerty na 100-150 osób w klubie, więc dlatego narzekam.maciek z klanu pisze:duzo ludzi?? stalem bardzo blisko sceny mialem widok na cala scene + na oba telebimy (stalem pod prawymi trybunami) i ni ebylo scisku. Trza bylo byc rok temu to bys zobaczyl scisk na metalice.
Źle się wyraziłem. Doskonale rozumiem, że można sobie lepszy bilet z lepszym widokiem kupić, ale dlaczego z tego powodu reszta ma mieć zasłoniętą scenę jakimiś budkami ?Kurt pisze:A czego nie rozumiesz z golden circle ? Są barany, które chcą zapłacić więcej, żeby być bliżej sceny, to się im to umożliwia, bo, jak to mówią adwokaci, barany są po to, żeby je golić :)
- Kurt
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3179
- Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
- Lokalizacja: Łódź
Re: Sonisphere Festival 2011
Jak to dlaczego ? Bo "reszta" też mogła kupić droższy bilet i wszystko widzieć, takie to trudne ? ;)
The madness and the damage done.
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1653
- Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: Sonisphere Festival 2011
Ładny zestawik, w sprzyjających warunkach mógła by być z tego czysta rzeź. Za rok nowy album, pewnie będzie trasa, to może i Polskę zahacza i wreszcie uda się im porządny koncert zagrać.Pteroczłek pisze:Killing Joke - szkoda, że przypadła im rola otwieracza na tego typu spędzie. Coleman słabo nagłośniony, za to ucharakteryzowany jak Paul Stanley ;) Set oparty na ostatniej płycie - poleciało na pewno "The great cull" i "This world hell", chyba także "Endgame". Oprócz tego w setliście trafiły się m.in. "Asteroid" i "The wait". Głowy nie dam, czy nie zaczęli od "Savage freedom"... Niestety ilość spożytych później promili i wrażenia z Motorhead trochę zatarły wspomnienia z tego koncertu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja zobaczyć ich w normalnych, klubowych warunkach - panowie w świetnej formie i w odpowiedniej oprawie ich koncert by pozamiatał.
Poleciała dokładnie połowa "The Final Frontier" - tytułowy wraz z przechujowym intro, "El Dorado", "Coming Home", "Where The Wild Wind Blows" i bodajże "Talisman"?Iron maiden - męczenie buły, głównie balladowe kawałki z ostatnich płyt. Poleciała chyba połowa "The final frontier" i utwierdzam się w przekonaniu, że te długie instrumentalne pasaże służą temu, aby Dickinson miał chwilę żeby odsapnąć i nabrać sił na bieganie przy takim "The trooper". Widowisko jak zwykle na poziomie, ale na pewno był to najsłabszy koncert dziewicy, na jakim byłem. Na plus - "Running free" zagrane pod koniec.
Trochę ochłonąłem po MOTORHEAD, słucham sobie "Overkill" i sobie myślę, że ten jeden koncert to był występ wart tych dwóch stów. Kurwa, brak mi słów.
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
-
- rozkręca się
- Posty: 91
- Rejestracja: 20-04-2010, 16:21
- Lokalizacja: Lodz
Re: Sonisphere Festival 2011
Tak czytam i czytam i ...
mozemy sobie tu pieprzyc i narzekac, ze publika nie taka, naglosnienie nie takie, kibli malo a piwo za zetony. Prawda jest tak, ze jestesmy w kraju takim , w jakim jestesmy. My jako narod nigdy nie bylismy tolerancyjni i zawsze na koncertach patrzy sie wrogo na kogos kto sie o nas obija. Wrogo tez patrzymy na kogos, kto stoi przed nami i nie moshuje razem z nami. Paranoja.
Ja bylem w GC i tam kazdy sie dobrze bawil a mimo roznic wieku nikt na nikogo nie patrzyl zle, a nawet wzialem na bary przy Trooper jakas dziewczynke mierzaca 150 cm wzrostu bo mi sie jej zal zrobilo :) Podnosilismy ludzi przewracajacych sie przy napieraniu tlumu, falowania i pogo wiec twardziele z GC zachowywali sie wysmienicie.
Przy tak napierdalajacym wietrze ciezko jest dobrze naglosnic koncert. Pod scena bylo slychac jednak wysmienicie. Ci co narzekaja niech nastepnym razem kupia bilet na GC by wspomagac zespol. To z koncertow maja kase a nie z plyt !!!
Kible to juz inna strona medalu ale zawsze w Polsce jest z tym problem. Powiedzcie mi czy idac ulica w waszym miescie mozecie sie odlac kiedy wam sie zachce w publicznej toalecie nie wchodzac do McDonalds lub innej knajpy ???
Pewnie nie , wiec przestancie pierdolic bo ploty sa po to by je olewac a szkoda jedynie kobiet bo to dla nich powinny byc oddzielne ToiToie!!!
Piwko za zetony to wg mnie super rozwiazanie. Kazdy zna swoje mozliwosci picia a juz tym bardziej picia na koncercie. Kupuje sie za pierwszym razem iles tam zetonow i pozniej wali sie wszystko w d...e podchodzac jedynie do barmana dajac kawalek czerwonego plastiku. Na poczatku smialem sie z tego rozwiazania ale teraz uwazam to za znakomity pomysl.
Dobra muzyka obroni sie sama ale ludzie z ktorymi na nia sie jedzie sa tak samo wazni. Moj autobus tetnil zyciem w obie strony i dzieki temu podroz minela cudnie w obie strony. Nawiazane relacje sa bezcenne tak jak kazdy koncert MAIDEN !!!!
mozemy sobie tu pieprzyc i narzekac, ze publika nie taka, naglosnienie nie takie, kibli malo a piwo za zetony. Prawda jest tak, ze jestesmy w kraju takim , w jakim jestesmy. My jako narod nigdy nie bylismy tolerancyjni i zawsze na koncertach patrzy sie wrogo na kogos kto sie o nas obija. Wrogo tez patrzymy na kogos, kto stoi przed nami i nie moshuje razem z nami. Paranoja.
Ja bylem w GC i tam kazdy sie dobrze bawil a mimo roznic wieku nikt na nikogo nie patrzyl zle, a nawet wzialem na bary przy Trooper jakas dziewczynke mierzaca 150 cm wzrostu bo mi sie jej zal zrobilo :) Podnosilismy ludzi przewracajacych sie przy napieraniu tlumu, falowania i pogo wiec twardziele z GC zachowywali sie wysmienicie.
Przy tak napierdalajacym wietrze ciezko jest dobrze naglosnic koncert. Pod scena bylo slychac jednak wysmienicie. Ci co narzekaja niech nastepnym razem kupia bilet na GC by wspomagac zespol. To z koncertow maja kase a nie z plyt !!!
Kible to juz inna strona medalu ale zawsze w Polsce jest z tym problem. Powiedzcie mi czy idac ulica w waszym miescie mozecie sie odlac kiedy wam sie zachce w publicznej toalecie nie wchodzac do McDonalds lub innej knajpy ???
Pewnie nie , wiec przestancie pierdolic bo ploty sa po to by je olewac a szkoda jedynie kobiet bo to dla nich powinny byc oddzielne ToiToie!!!
Piwko za zetony to wg mnie super rozwiazanie. Kazdy zna swoje mozliwosci picia a juz tym bardziej picia na koncercie. Kupuje sie za pierwszym razem iles tam zetonow i pozniej wali sie wszystko w d...e podchodzac jedynie do barmana dajac kawalek czerwonego plastiku. Na poczatku smialem sie z tego rozwiazania ale teraz uwazam to za znakomity pomysl.
Dobra muzyka obroni sie sama ale ludzie z ktorymi na nia sie jedzie sa tak samo wazni. Moj autobus tetnil zyciem w obie strony i dzieki temu podroz minela cudnie w obie strony. Nawiazane relacje sa bezcenne tak jak kazdy koncert MAIDEN !!!!
- evildead
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1105
- Rejestracja: 04-05-2010, 18:07
- Lokalizacja: KRK
Re: Sonisphere Festival 2011
podliczy ktos ile już było koncertów Iron Maiden w Polszy w ciągu ostatniej dekady?
Intensive silence, all in blood red
A spawn of hell I am the evil dead
A spawn of hell I am the evil dead
-
- w mackach Zła
- Posty: 975
- Rejestracja: 13-04-2011, 08:26
- Lokalizacja: z ID
Re: Sonisphere Festival 2011
Ja tego już nie ogarniam ale podobno to był 20 ich koncert w Polsce.
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: Sonisphere Festival 2011
Jestem ogromnie zadowolony, że udało mi się dotrzeć na KILLING JOKE. Wiedziałem co mnie czeka, że będzie to skandal związany z daniem im 25 minut, że będą kłopoty z nagłośnieniem i mało kto z obecnej publiczności zrozumie o co chodzi w tym zespole. Ale to nic. To było naprawdę rewelacyjne pół godziny. Nie można im odmówić, że zagrali na odczepnego - zupełnie nie. W tym krótkim czasie i niewygodnych warunkach udowodnili, że ktoś surowo spierdolił sprawę zabierając nam klubowy koncert już dwa razy, a na tym zjebanym festynie wpuszczając ich w rolę otwieracza o takiej porze!!! Jestem przekonany, że w dobrze nagłośnionym klubie, z pełnym setem koncert KILLING JOKE to absolutne misterium! Co do numerów jakie zagrali to kolega wyżej wymienił większość kawałków. -> Nie było jednak Endgame, z nowej poleciał tylko This World Hell, a z niewymienionych pojawił się też Pssyche. No i nie było Savage Freedom na początek, zaczęli od Requiem.Pteroczłek pisze:Killing Joke - szkoda, że przypadła im rola otwieracza na tego typu spędzie. Coleman słabo nagłośniony, za to ucharakteryzowany jak Paul Stanley ;) Set oparty na ostatniej płycie - poleciało na pewno "The great cull" i "This world hell", chyba także "Endgame". Oprócz tego w setliście trafiły się m.in. "Asteroid" i "The wait". Głowy nie dam, czy nie zaczęli od "Savage freedom"... Niestety ilość spożytych później promili i wrażenia z Motorhead trochę zatarły wspomnienia z tego koncertu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja zobaczyć ich w normalnych, klubowych warunkach - panowie w świetnej formie i w odpowiedniej oprawie ich koncert by pozamiatał.
.
Coleman faktycznie zabójcza charakteryzacja, może nawet nie w stylu P.Stanleya a Douglasa Pearce'a ;)

<- "Asteroid" (z jaką dowcipną zapowiedzią hehe;))
Co do reszty koncertów to dla mnie absolutnym numerem jeden i zwieńczeniem spożywania kolosalnych ilości piwka na żetony był oczywiście MOTORHEAD. Festiwalowa namiastka, godzina w lekkim deszczu i za dnia - ale na jakim poziomie, z jaką energią, setem który roztrzaskał mnie na kawałki. Wystarczyło jedno zdanie "We are Motorhead and we play rock n roll!" i już czułem w kościach że ten występ zapamiętam na długo.
Nie wiem czy ktos tu wklejał set ale był mniej więcej taki:
Iron Fist
Stay Clean
Get Back In Line
Metropolis
Over the Top
One Night Stand
The Chase Is Better Than the Catch
In the Name of Tragedy (+ solo M.D)
I Know How to Die
Going to Brazil
Killed by Death
Ace of Spades
Overkill
Czekam na jakieś info, że jak teraz na jesieni będą w Europie to zajrzą do nas na jeszcze jeden, tym razem klubowy koncert.
Co do IM - to już oglądałem z perspektywy plastikowego kubka z piwem, no fajnie zagrali, szkoda że tak dużo tych nowych numerów. ;)
-
- w mackach Zła
- Posty: 975
- Rejestracja: 13-04-2011, 08:26
- Lokalizacja: z ID
Re: Sonisphere Festival 2011
Nie przesadzaj, przecież zagrali fragment 'Raining Blood' Slayera ;)Baton pisze: Volbeat - przed wyjazdem kontrolnie sprawdziłem co to jest i doszedłem do wniosku że to jakies pedalskie gówno.
- evildead
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1105
- Rejestracja: 04-05-2010, 18:07
- Lokalizacja: KRK
Re: Sonisphere Festival 2011
eee to nie jest tak źle, jakoś miałem wrażenie że ostatnio co 2 lata są
Intensive silence, all in blood red
A spawn of hell I am the evil dead
A spawn of hell I am the evil dead
- Block69
- zahartowany metalizator
- Posty: 4947
- Rejestracja: 04-02-2006, 12:14
- Lokalizacja: Górny Śląsk
- Morph
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8973
- Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
- Lokalizacja: hyperborea
- Kontakt:
Re: Sonisphere Festival 2011
Pod względem promocji we własnym kraju Volbeat to taki duński Behemoth.
Give birth to something dead
Give birth to something old
Give birth to something old
-
- w mackach Zła
- Posty: 975
- Rejestracja: 13-04-2011, 08:26
- Lokalizacja: z ID
Re: Sonisphere Festival 2011
Nie lubię Volbeat, zbyt komercyjnie i mainstreamowo grają, taki ostrzejszy Nickelback, no ale spytali się 'do you like Slayer?', publika 'yeahh!' no to zagrali pierwsze rify do "Raining Blood" i wpletli do jakiegos swojego wałka budząc powszechny entuzjazm hehe.kregozmyk pisze:Nie słyszałem, ale to musiało być coś strasznego i na poziomie wiązanki coverów SLAYERa, jaką czasami serwuje Trauma (po prostu traumatyczne przeżycie).Raf pisze:Nie przesadzaj, przecież zagrali fragment 'Raining Blood' Slayera ;)Baton pisze: Volbeat - przed wyjazdem kontrolnie sprawdziłem co to jest i doszedłem do wniosku że to jakies pedalskie gówno.
Ostatnio zmieniony 12-06-2011, 10:54 przez Raf, łącznie zmieniany 1 raz.