John Coltrane
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- mad
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1542
- Rejestracja: 20-05-2007, 16:28
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: John Coltrane
Bitches Brew rules, ale tak naprawdę najlepsza jest Dark Magus.
Swoją drogą uważam, że A Love Supreme jest bardziej przystępna niż Kind Of Blue. Ta pierwsza gładko mi weszła już 20 lat temu, gdy słyszałem ją po raz pierwszy, a jazzu właściwie nie znałem. Kind of Blue poznałem później, gdy miałem już trochę płyt jazzowych na półce i na początku czułem się rozczarowany. Weszła po 3-4 odsłuchach.
Swoją drogą uważam, że A Love Supreme jest bardziej przystępna niż Kind Of Blue. Ta pierwsza gładko mi weszła już 20 lat temu, gdy słyszałem ją po raz pierwszy, a jazzu właściwie nie znałem. Kind of Blue poznałem później, gdy miałem już trochę płyt jazzowych na półce i na początku czułem się rozczarowany. Weszła po 3-4 odsłuchach.
-
- zahartowany metalizator
- Posty: 6044
- Rejestracja: 09-09-2010, 00:01
Re: John Coltrane
jak dla mnie Coltrane zawsze mial te przewage nad Davisem, ze jego saksofoniczne popisy > trabka Davisa. nawet sluchajac juz tego oklepanego "Kind of Blue" mamy widoczny kontrast. Davis nagral jeden genialny album - "Bitches Brew" - tymczasem Trane po przekroczeniu granicy schematycznego plumkania, wydal tych ponadprzecietnych plyt cala mase. no i nie popadl w takie bagno jak jego kolaborant na "Tutu" ;)
- Self
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 03-03-2011, 23:30
Re: John Coltrane
Hehe, mi z kolei bardzo robi Doo-Bop, bodaj jego ostatni materiał przed śmiercią, też zupełnie inne rejony.twoja_stara_trotzky pisze:autorytety autorytetami, ale dla mnie najlepsze płyty Miles nagrywał, jak odkrył rocka i chuj ;)
Jeśli chodzi o Coltrane'a to mam z nim chyba podobny problem co z resztą artystów grających bardziej klasyczne odmiany jazzu jak bebop czy cool jazz - lubię, czasem nawet bardzo, rzadko jeszcze bardziej niż bardzo, ale transcendencji nie doświadczam podczas obcowania z ich muzyką, jak co poniektórzy opisujący tu swoje przeżycia. ;) Nie wiem, może to wynika z tego, że wolę bardziej nowoczesne formy jazzu (głównie nu-jazz, Skalpel i Jaga Jazzist są najlepsi, za nimi długo długo nic).
Aha, znam dwa albumy Johna - A Love Supreme oczywiście i My Favourite Things. Lubię. Bardzo. Ale... (patrz wyżej)
- mad
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1542
- Rejestracja: 20-05-2007, 16:28
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: John Coltrane
Tutu to jeszcze pół biedy, ale taki Doo-Bop? Jednak słaba płyta.
Ja jednak Milesa stawiam wyżej od Coltrane`a. Faktycznie nie wszystkie płyty to arcydzieła, ale skoro na koncie są ich właściwie setki - wliczając wszelkiego rodzaju rarytasy koncertowe?
Davis był również dobrym duchem, kreatorem, wizjonerem, a nie "tylko" instrumentalistą, liderem i kompozytorem. Właściwie on na większą skalę wprowadził do jazzu element ciszy, jako budulca niemalże równoprawnego z dźwiękiem. Miał dar do wyławiania talentów, nie ma sensu przypominać, ilu muzyków wypromował, a może wręcz... wychował. Davis to ostatni bóg jazzu. Po jego śmierci póki co żaden żyjący muzyk nie może aspirować do miana tego jednego, najważniejszego spośród żywych. Może O. Coleman albo Shorter? Rollins albo Hancock lub Corea? Wydaje się, że to nie ta skala. Wracając do Milesa, nie zapominajmy również o różnorodności gatunkowej jego muzyki. Współtworzył nurty, wskazywał kierunki, którymi jazz podążał. Swoją drogą symptomatyczna jest niechęć W. Marsalisa do Davisa. Marsalis jako apostoł czystości jazzu, kustosz jego formy, nie cierpiał eklektycznych poszukiwań Milesa.
Coltrane natomiast to oczywiście ktoś baaardzo ważny, zaraz drugi po Davisie, ale jednak drugi.
Ja jednak Milesa stawiam wyżej od Coltrane`a. Faktycznie nie wszystkie płyty to arcydzieła, ale skoro na koncie są ich właściwie setki - wliczając wszelkiego rodzaju rarytasy koncertowe?
Davis był również dobrym duchem, kreatorem, wizjonerem, a nie "tylko" instrumentalistą, liderem i kompozytorem. Właściwie on na większą skalę wprowadził do jazzu element ciszy, jako budulca niemalże równoprawnego z dźwiękiem. Miał dar do wyławiania talentów, nie ma sensu przypominać, ilu muzyków wypromował, a może wręcz... wychował. Davis to ostatni bóg jazzu. Po jego śmierci póki co żaden żyjący muzyk nie może aspirować do miana tego jednego, najważniejszego spośród żywych. Może O. Coleman albo Shorter? Rollins albo Hancock lub Corea? Wydaje się, że to nie ta skala. Wracając do Milesa, nie zapominajmy również o różnorodności gatunkowej jego muzyki. Współtworzył nurty, wskazywał kierunki, którymi jazz podążał. Swoją drogą symptomatyczna jest niechęć W. Marsalisa do Davisa. Marsalis jako apostoł czystości jazzu, kustosz jego formy, nie cierpiał eklektycznych poszukiwań Milesa.
Coltrane natomiast to oczywiście ktoś baaardzo ważny, zaraz drugi po Davisie, ale jednak drugi.
-
- zahartowany metalizator
- Posty: 6044
- Rejestracja: 09-09-2010, 00:01
Re: John Coltrane
jak kiedys jeden recenzent powiedzial: Davis reprezentuje styl apollinski, natomiast Coltrane skrajnie antagonistyczny dionizyjski ;) i fakt faktem, ze objawia sie stonowanie, swoiscie chlodna atmosfera w kompozycjach Milesa i ta zmyslowa, transcendentalna nuta u Coltrane, przez co cenie sobie go znacznie wyzej ;) a to, ze nie kazdy tak to odbiera - praktyka czyni mistrza ;)
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
Re: John Coltrane
jak Bitches Brew czy On the Corner to styl apolliński, to ja jestem 14-latkiem z niedowagą ;)byrgh pisze:jak kiedys jeden recenzent powiedzial: Davis reprezentuje styl apollinski, natomiast Coltrane skrajnie antagonistyczny dionizyjski ;) i fakt faktem, ze objawia sie stonowanie, swoiscie chlodna atmosfera w kompozycjach Milesa i ta zmyslowa, transcendentalna nuta u Coltrane, przez co cenie sobie go znacznie wyzej ;) a to, ze nie kazdy tak to odbiera - praktyka czyni mistrza ;)
- 0ms
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3285
- Rejestracja: 02-02-2009, 22:05
Re: John Coltrane
im bardziej zaglebiam sie w jazz tym mniej jestem w stanie sluchac wynalazkow w stylu tych dwoch wyzej. nie to, ze sa zle, po prostu nie widze sensu wlaczac syntetykow, kiedy moge sobie posluchac czegos organicznego ;) inna sprawa, ze mialbym watpliwosci jesli chodzi o zaliczanie nu-jazzu do jazzu. dla mnie to predzej muzyka elektroniczna, ktora bazuje na jazzie i na tej podstawie tworzy cos nowego. w kazdym razie ten doo-bop ma sens w obliczu tego co napisales :) a czy zupelnie inne rejony... miles sam w sobie brzmi tak, jak brzmial zawsze, a zmienia sie tylko cala reszta ;)Self pisze:Hehe, mi z kolei bardzo robi Doo-Bop, bodaj jego ostatni materiał przed śmiercią, też zupełnie inne rejony.twoja_stara_trotzky pisze:autorytety autorytetami, ale dla mnie najlepsze płyty Miles nagrywał, jak odkrył rocka i chuj ;)
Jeśli chodzi o Coltrane'a to mam z nim chyba podobny problem co z resztą artystów grających bardziej klasyczne odmiany jazzu jak bebop czy cool jazz - lubię, czasem nawet bardzo, rzadko jeszcze bardziej niż bardzo, ale transcendencji nie doświadczam podczas obcowania z ich muzyką, jak co poniektórzy opisujący tu swoje przeżycia. ;) Nie wiem, może to wynika z tego, że wolę bardziej nowoczesne formy jazzu (głównie nu-jazz, Skalpel i Jaga Jazzist są najlepsi, za nimi długo długo nic).
Aha, znam dwa albumy Johna - A Love Supreme oczywiście i My Favourite Things. Lubię. Bardzo. Ale... (patrz wyżej)
swietnie sie ci panowie uzupelniali na wspolnych nagraniach, nawiasem mowiac. snujacy sie, przestrzenny miles i niemalze soniczny atak coltrane'a, jesli porownac ;)byrgh pisze:jak dla mnie Coltrane zawsze mial te przewage nad Davisem, ze jego saksofoniczne popisy > trabka Davisa.
kind of blue weszlo mi gladko. w zasadzie jedyne problemy jakie mialem z milesem to byly te pozniejsze plyty. glownie dlatego, ze od nich zaczynalem poznawac jazz w ogole, a to nie tedy droga, jak sie sam przekonalem ;)mad pisze:Swoją drogą uważam, że A Love Supreme jest bardziej przystępna niż Kind Of Blue. Ta pierwsza gładko mi weszła już 20 lat temu, gdy słyszałem ją po raz pierwszy, a jazzu właściwie nie znałem. Kind of Blue poznałem później, gdy miałem już trochę płyt jazzowych na półce i na początku czułem się rozczarowany. Weszła po 3-4 odsłuchach.
nie przecze, jednak osobiscie wole muzyke i poszukiwania coltrane'a. choc wydaje mi sie, ze porownywanie tych dwoch postaci na plaszczyznie wlasciwej tylko dla jednego z nich jest nieco niedopowiednie. coltrane mial po prostu inne cele i metody pracy, inaczej dobieral muzykow, nie odkrywal talentow, bo tez zalezalo mu na czym innym etc. plus "kariera" coltrane'a zakonczyla sie niejako w polowie. to oczywiscie zaden argument, ciekaw natomiast jestem, czy idac dalej w sobie tylko wiadomym kierunku sam nie przyczynilby sie do stworzenia nowego nurtu. ale to juz tylko spekulacje. davis jako postac jest zdecydowanie dla jazzu wazniejszy, jednak ja po prostu wole jednego z jego uczniow ;)Tutu to jeszcze pół biedy, ale taki Doo-Bop? Jednak słaba płyta.
Ja jednak Milesa stawiam wyżej od Coltrane`a. Faktycznie nie wszystkie płyty to arcydzieła, ale skoro na koncie są ich właściwie setki - wliczając wszelkiego rodzaju rarytasy koncertowe?
Davis był również dobrym duchem, kreatorem, wizjonerem, a nie "tylko" instrumentalistą, liderem i kompozytorem. Właściwie on na większą skalę wprowadził do jazzu element ciszy, jako budulca niemalże równoprawnego z dźwiękiem. Miał dar do wyławiania talentów, nie ma sensu przypominać, ilu muzyków wypromował, a może wręcz... wychował. Davis to ostatni bóg jazzu. Po jego śmierci póki co żaden żyjący muzyk nie może aspirować do miana tego jednego, najważniejszego spośród żywych. Może O. Coleman albo Shorter? Rollins albo Hancock lub Corea? Wydaje się, że to nie ta skala. Wracając do Milesa, nie zapominajmy również o różnorodności gatunkowej jego muzyki. Współtworzył nurty, wskazywał kierunki, którymi jazz podążał.
Ostatnio zmieniony 14-06-2011, 22:12 przez 0ms, łącznie zmieniany 1 raz.
- mad
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1542
- Rejestracja: 20-05-2007, 16:28
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: John Coltrane
Spoko, skoro Coltrane to gość nr 2 w jazzie, to chyba nie jest źle?
A co do tych żywiołów, to i tak sprawa jest dyskusyjna. Teoretycznie ładnie to przedstawił Nietzsche w jednej ze swoich rozpraw. Pisał na podstawie opery, ale pewnie, że można to dołączyć do jazzu. Ja bym raczej powiedział, że obaj mieli w swojej twórczości okresy apollińskie i dionizyjskie, natomiast tak łatwo się tego chyba zaszufladkować nie da.
A co do tych żywiołów, to i tak sprawa jest dyskusyjna. Teoretycznie ładnie to przedstawił Nietzsche w jednej ze swoich rozpraw. Pisał na podstawie opery, ale pewnie, że można to dołączyć do jazzu. Ja bym raczej powiedział, że obaj mieli w swojej twórczości okresy apollińskie i dionizyjskie, natomiast tak łatwo się tego chyba zaszufladkować nie da.
- rob
- w mackach Zła
- Posty: 964
- Rejestracja: 31-01-2004, 12:54
- Lokalizacja: z Piekła
Re: John Coltrane
Właśnie słucham sobie "The Olatunji Concert ...` i pomyśleć sobie, że gość w 1967 roku robił taki muzyczny armagedon ;)
@mad
"Tutu" to była chyba pierwsza płyta jazzowa, która mną pozamiatała na poważnie, jeszcze w latach 80-tych ubiegłego wieku (LP wydany przez Polskie Nagrania). Co do "Doo-Bop" kapitalnie się mi tej płyty słucha w samochodzie, ale tylko w nocy :)
A co do reszty zgadzam się ;)
@mad
"Tutu" to była chyba pierwsza płyta jazzowa, która mną pozamiatała na poważnie, jeszcze w latach 80-tych ubiegłego wieku (LP wydany przez Polskie Nagrania). Co do "Doo-Bop" kapitalnie się mi tej płyty słucha w samochodzie, ale tylko w nocy :)
A co do reszty zgadzam się ;)
jebać frajerów
-
- postuje jak opętany!
- Posty: 591
- Rejestracja: 07-03-2002, 15:34
- Lokalizacja: ZSRE
Re: John Coltrane
Trocki:
dla mnie najlepsze płyty Miles nagrywał, jak odkrył rocka i chuj ;)
Tak ma prawie kazdy, kto najpierw odkryl rock, a potem jazz i prawie kazdy, kto slucha glownie rocka.
'Kind Of Blue' jest nie tyle uznawana za najlepsza, co jest ponoc najlepiej sprzedajaca sie plyta w historii jazzu. Swoja droga - swietny album.
dla mnie najlepsze płyty Miles nagrywał, jak odkrył rocka i chuj ;)
Tak ma prawie kazdy, kto najpierw odkryl rock, a potem jazz i prawie kazdy, kto slucha glownie rocka.
'Kind Of Blue' jest nie tyle uznawana za najlepsza, co jest ponoc najlepiej sprzedajaca sie plyta w historii jazzu. Swoja droga - swietny album.
In God We Trust
-
- zahartowany metalizator
- Posty: 6044
- Rejestracja: 09-09-2010, 00:01
Re: John Coltrane
sadze, ze pod uwage brano wczesna tworczosc ;)twoja_stara_trotzky pisze:jak Bitches Brew czy On the Corner to styl apolliński, to ja jestem 14-latkiem z niedowagą ;)
dla mnie np. nie ma podzialow na jazz - jazzrock. wszystko wrzucam do jednego wora pt. "worjazz" i na jednym gruncie, czy na jednej rowni stawiam wszystkie wydawnictwa. dlatego tez "Tutu" jest wg. mnie tak cholernie slabe, nie biorac nawet pod uwage, ze to smooth jest :p bo w zasadzie to szkoda, ze niektorzy tak stawiaja sprawe - to jakies tam uprzedzenia juz na samym starcie i przez to przepada naprawde masa bardzo dobrej muzyki z szeroko pojmowanego jazzu ;)Agony pisze:Tak ma prawie kazdy, kto najpierw odkryl rock, a potem jazz i prawie kazdy, kto slucha glownie rocka.
- Self
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 03-03-2011, 23:30
Re: John Coltrane
To zależy, bo elektroniką nie nazwiesz czegoś takiego: - w sumie ciężko określić, co gra taki zespół, zresztą chyba specjalnie dla nich powstało określenie 'death jazz'. Może trochę z dupy, ale dobrze podkreśla tę intensywność dźwięków.0ms pisze: inna sprawa, ze mialbym watpliwosci jesli chodzi o zaliczanie nu-jazzu do jazzu. dla mnie to predzej muzyka elektroniczna, ktora bazuje na jazzie i na tej podstawie tworzy cos nowego.
A takie np. Atheist czy Alarum?byrgh pisze:dla mnie np. nie ma podzialow na jazz - jazzrock. wszystko wrzucam do jednego wora pt. "worjazz"
- 0ms
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3285
- Rejestracja: 02-02-2009, 22:05
Re: John Coltrane
wypowiem sie jak przeslucham, ale dla mnie nu-jazz to szufladka wlasciwie tylko na zsamplowane granie, takie jak wlasnie Skalpel i spolka
-
- zahartowany metalizator
- Posty: 6044
- Rejestracja: 09-09-2010, 00:01
Re: John Coltrane
no nie popadajmy w skrajnosci, bo idac tym tropem mozna powiedziec, ze wszystko co ma synkope to jazz. jednak w mojej definicji poruszam sie po obszarach jazzu, a nie nowomodnych wymyslach typu metal czy elektronika (nie wchodzac w zakamarki nomenklaturowych konotacji)Self pisze:To zależy, bo elektroniką nie nazwiesz czegoś takiego: - w sumie ciężko określić, co gra taki zespół, zresztą chyba specjalnie dla nich powstało określenie 'death jazz'. Może trochę z dupy, ale dobrze podkreśla tę intensywność dźwięków.0ms pisze: inna sprawa, ze mialbym watpliwosci jesli chodzi o zaliczanie nu-jazzu do jazzu. dla mnie to predzej muzyka elektroniczna, ktora bazuje na jazzie i na tej podstawie tworzy cos nowego.A takie np. Atheist czy Alarum?byrgh pisze:dla mnie np. nie ma podzialow na jazz - jazzrock. wszystko wrzucam do jednego wora pt. "worjazz"
- Self
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 03-03-2011, 23:30
Re: John Coltrane
No to wąską IMO masz definicję. Skalpel to to faktycznie sample, ale wspomniane Jaga Jazzist czy Pink Freud, Jazzanova, Cinematic Orchestra chyba również poruszają się w podobnej stylistyce (choć grają różnie, oczywistość), a sampli zero.0ms pisze:wypowiem sie jak przeslucham, ale dla mnie nu-jazz to szufladka wlasciwie tylko na zsamplowane granie, takie jak wlasnie Skalpel i spolka
- Alsvartr
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2900
- Rejestracja: 06-05-2005, 13:17
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: John Coltrane
Nie do końca. Na Kind of Blue Najbardziej mi robią Blue in Green i obie części Flamenco Sketches. Za to uwielbiam praktycznie cały soundtrack do Ascenseur pour l'Échafaud. I takiego klimatu jak tam szukam w jazzie. Niestety jak narazie jedyna płyta oprócz Ascensceur właśnie jaką znalazłem z takim graniem to Chet Baker - s/t.byrgh pisze:czyli uwielbiasz "Kind of Blue"?
“I cannot begin to describe how much I don’t care." - Dylan Moran
- megawat
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1354
- Rejestracja: 24-08-2010, 12:12
- Lokalizacja: mathplanet
Re: John Coltrane
Przypomniała mi się taka jedna scena z filmu "Deja Vu"... :Dbyrgh pisze:idac tym tropem mozna powiedziec, ze wszystko co ma synkope to jazz.
Ktoś tu wspomniał o płycie "Africa / Brass" z kwartetem. Ja pierdolę... Wczoraj zapożyczyłem i stwierdzam, że już dawno nie czułem takiego niepokoju jak przy numerze "Africa". Możecie mnie uznać za debila, ale dopiero po usłyszeniu tej płyty widzę jaki wpływ miał Coltrane na współczesny jazz. Kurwa, niepotrzebnie to pisałem... ;)
"Funkcjonariusze po wstępnych oględzinach poćwiartowanych i nagich zwłok stwierdzili, że morderca musiał być szczególnym zboczeńcem".
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2163
- Rejestracja: 15-06-2011, 13:00
- Lokalizacja: Trzymiasto
Re: John Coltrane
To co nagrywał dla atlantica w sumie najbardziej klasyczne i najlepsze. Z impulsa wczesne rzeczy - love supreme i coltrane. Z późniejszych Meditations bardzo dobre i Interstellar Space - odloty religijno - kosmiczne tu akurat się sprawdziły, chociaż już w wydaniu takiego ascension jak dla mnie już nie - trochę zbyt zapętlone i męczące.
HAILSA!!!!!
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2163
- Rejestracja: 15-06-2011, 13:00
- Lokalizacja: Trzymiasto
Re: John Coltrane
Sprawdź może jakiegoś Parkera albo Gillespiego, bo akurat w ost o którym piszesz jest sporo beebopowego feelingu.Alsvartr pisze:Nie do końca. Na Kind of Blue Najbardziej mi robią Blue in Green i obie części Flamenco Sketches. Za to uwielbiam praktycznie cały soundtrack do Ascenseur pour l'Échafaud. I takiego klimatu jak tam szukam w jazzie. Niestety jak narazie jedyna płyta oprócz Ascensceur właśnie jaką znalazłem z takim graniem to Chet Baker - s/t.byrgh pisze:czyli uwielbiasz "Kind of Blue"?
HAILSA!!!!!
- Alsvartr
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2900
- Rejestracja: 06-05-2005, 13:17
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: John Coltrane
Ja się na jazzie nie znam, ale z tego co wyczytałem i posłuchałem to bebop jest całkowitym przeciwieństwem tego czego ja szukam (spokojnie kompozycje, raczej jednostajny rytm, melancholia) jak tutaj:
“I cannot begin to describe how much I don’t care." - Dylan Moran