
Dobra. Spróbujmy.
Pochodzący z bahamów muzyk imieniem Tony McKay, szerzej znany jako EXUMA, zmarły w roku 1997 a działający od połowy lat 60-tych, co zaowocowało dziesięcioma płytami studyjnymi.
Debiut EXUMY to pierwsze co mi przychodzi do głowy po rzuceniu hasła "muzyka uduchowiona". Specyficzna to płyta, 7 numerów osadzonych w estetyce w sumie trudnego do określenia czegoś, co można by próbowac otagować jako karaibsko-afrykański folk z elementami pokrewnymi (np. calypso). Czterdzieści minut szaleństwa zaklętegto w przebojowych, aczkolwiek dosyć surowych piosenkach, w których obeah McKay zabiera nas na wycieczkę po świecie dziwnych rytuałów i żywych zmarłych, snując opowieści o demonach i wizjach sądu ostatecznego, oraz wznosząc hymny do bogów voodoo. Czasem nostalgiczne, czasem obłąkane, czasem straszne, ale niezmienie w każdym wypadkku przesiąknięte dogłebnie pierwotną plemienną energią. Polecam, bardzo wkręcająca się płyta, emanująca szczerością. Zwracają tez uwagę bardzo dobre teksty.
Znam jeszcze dwójkę, która w stosunku do debiutu jest bardziej stonowana i nie tak obłąkana, ale równie dobra - no i jest na niej znakomity "Baal", dlatego nie można jej lekceważyć, pomimo ewidentnej wielkości "Exuma I".
Reszty jeszcze nie znam, ale myślę, że się to zmieni prędzej czy później.
Próbki dla nieznających:
- z debiutu, otwieracz.
- z debiutu. Czyste zło.
- a to Baal, z dwójki.
Lord of darkness king of light
Come, come here on this stormy night
There is no star in the sky
I see fire in the dead man's eye