Karkasonne pisze:Zdaje się, że pomimo kultu Manilla Road pojawienie się nowej płyty "Mysterium" przeszło niezauważone. I może dobrze, bo nie zostawię na niej suchej nitki.
Generalnie mamy tu zbiór czegoś, co brzmi, jak krzyżówka najsłabszych kawałków Iron Maiden ze słabszymi kawałkami Grave Digger. Miętolenie jednego riffu przez cały kawałek (i bynajmniej nie jakiegoś super), wokal jakby w każdej chwili groził zejściem z tego świata, perka, hmmm, tak chyba była tam też perka. Balladka w stylu Grave Digger ("The Battle of Bonchester Bridge") przywołująca na myśl "Ballad of Mary Queen of Scots". O dziwo gdzieś w środku znalazł się naprawdę świetny, "płynący" kawałek "The Fountain", który sobie zachowam, bo zajebiście mi się podoba :) A i ogólnie nie jestem fanem Manilla Road więc jeśli ta płyta jest równie świetna jak ich klasyki to sorry.
Mam propozycję... wyjm uszy z dupy :P
To świetna płyta. Miałem przyjemność być na koncercie premierowym zaledwie 2 dni temu, a nawet dwóch przy jednym wyjeździe (jeden akustyczny), więc zaopatrzyłem się w CD z koncertowym DVD w zestawie i jestem już kupiony.
Tu moje wrażenia, które się już gdzie indziej pojawiły... Nowa płyta Bogów Epic Metalu urywa wszystko co jest możliwe do urwania, ale... póki co jednak lekko ustępuje miejsca "Playground of the damned", która była bardziej klasyczna. Nowa płyta przyniosła kilka zmian. Po pierwsze płyta BRZMI tak, że nawet najwięksi przeciwnicy brzmienia Manilli z ostatnich kilku albumów muszą po prostu pochylić głowy. Doskonale brzmiące bębny i mięsiste gitary. To co prawda trochę nie podobne do Manilli, która zawsze brzmiała obskurnie, surowo, czasami garażowo, ale jednak słychać robotę zawodowca. Po drugie od razu czuć, że kto inny siedzi za garami. Randy Foxe, a potem jego naśladowca Cory grali bardzo połamane rzeczy, z cholernie gęstym werblem wbijającym się gdzie się da, z mnóstwem przejść na tomach. Neudi gra ze świetnym feelingiem, ale nie jest takim technikiem. Gra oszczędniej, ale też wplótł parę nietypowych dla ostatnich albumów rzeczy, jak typowo thrashowo-punkowa "klepa" w "Stand your ground". Jest to lekkie odświeżenie i dobrze. Najlepsze numery póki co to
G E N I A L N Y "The Battle of Bonchester Bridge" - 1000% starej Manilli i równie doskonały "Only the brave" z fantastycznym refrenem i doskonałym riffem.
Sezonowcy i czciciele ambitnych dźwięków betoniary, do której wrzucono stado pokwikujących warchlaków faktycznie mogą nieco narzekać, reszta raczej już jest w trakcie pieszej pielgrzymki na klęczkach na Jasną Górę złożyć dary dziękczynne Najświętszej Panience.