
O filmie dowiedziałem się od Streetcleanera i od razu zaintrygowała mnie opowiedziana w nim historia - niestety tak się jednak złożyło, że dotychczas nie miałem okazji go zobaczyć. Kilka dni temu zakupiłem ścieżkę dźwiękową do tego filmu i odleciałem - wreszcie mój odtwarzacz wypluł rozgrzany do czerwoności ostatni Voivod i połknął ten soundtrack mlaskając i oblizując się łapczywie.
Kawał wspaniałej muzyki - dość rozbudowanej pod względem instrumentalnym, ale jednocześnie ascetycznej i korzennie prawdziwej. Wokalnie rewelacja, album aż kipi od emocji - jest pięknie, poetycko, elegancko czasami trochę psychodelicznie i dylanowato :))
Co tu dużo gadać - trzeba słuchać, bo jedna nuta z tej płyty warta jest więcej niż tysiące słów. Póki co dla mnie album roku 2013.
Streetcleaner! Dzięki, następnym razem ja stawiam piwo :)