Szybkie tempa, chropowaty dość wyeksponowany wokal i perkusja przypominająca odgłos ziemniaków przesypywanych z jednego blaszanego kotła do drugiego. Nie ma tu żadnych wizjonerskich riffów i urzekających melodii, warstwa liryczna również nie zmieniła ani moich poglądów religijnych ani politycznych, ani orientacji seksualnej.
Gdybym tej płyty nigdy nie usłyszał byłbym tak samo szczęśliwy jak dotąd. Dlaczego jednak zakładam o niej temat? Bo słucha się jej zajebiście - jest pasja, jest energia, jest ogień. Partie gitar przypominają erupcję wulkanu konwulsyjnie wyrzygującego lawę z taką mocą, że ziemia pęka pod stopami, a na twarzy czujemy gorący powiew.

Mała rzecz, a cieszy. :)