Zszurniałeś czy ki ćort Tobo fera?ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze: ↑04-03-2021, 09:27Nie mam oczywiście żadnego, ale już nawet nie o to chodzi. Nie chodzi też o, dajmy na to, maseczki same w sobie, tylko to, co robią z ludźmi. Poszliśmy wczoraj wieczorem na spacer z żoną nad jezioro, i uznałem, że mam ochotę raz pochodzić bez maski. I przez większość czasu chodziliśmy - ludzi jak na lekarstwo, dystans zachowany, a jak się nie dało, to zakładaliśmy. Ale o co chodzi z tym, co one robią z ludźmi... Za każdym razem, jak ludzie się mijali, widać było, że oceniali się nawzajem na podstawie tego, czy ktoś miał maskę, czy odpowiednio założona, czy nie, czy też w ogóle jej nie miał.
Słuchałem ostatnio wywiadu z Alduousem Huxleyem, tym od Brave New World, dał go zaraz po 2 wojnie światowej. W tym wywiadzie mówił, że politycznie rzecz biorąc, żadne rządy terroru nie mogą trwać bez końca. Mogą trwać dość długo, ale nie bez końca, ponieważ w końcu ludzie się zbuntują. Żeby rządy dociskające ludzi przetrwały, muszą z ludźmi handlować. Ale czym? Rządy potrzebują więcej kontroli nad ludźmi, a ludzie chcą wygody. Ludzie są gotowi oddać jakąś część wolności w zamian za wygodę. Kupowanie głosu za 500+ jest tutaj bardzo jaskrawym przykładem, ale jest też wiele innych, dużo mniejszych. Jeśli zrobić wszystko poprawnie, to ludzie zaczną kontrolować samych siebie.
I tutaj wracamy do sceny, w której każdy patrzy na każdego i oceniam go na podstawie maseczki, posiadania jej, sposobu założenia, nie posiadania itd. Ta psychoza stała się powszechna i stawiam miedziaki przeciwko orzechom, że w wielu przypadkach ludzie noszący maseczki wkurzają się na tych bez maseczek nie dlatego, że mogą zarażać, tylko z powodu myśl: ,,Ja się męczę, ponieważ chcę dobrze, a on chodzi i się nie męczy". Ludzie denerwują się na siebie nawzajem. I nie chodzi mi już o to, czy należy czy nie należy, tylko o mechanizm wzajemnej kontroli. Oczywiście, taki mechanizm ma przez większość czasu wiele zalet, na przykład gotowi jesteśmy złapać złodzieja na gorącym uczynku nawet, gdy to nie nas okradł. Ale czasem granica tego, co robimy, ponieważ jest dobre, a tego, co robimy, ponieważ kieruje nami instynkt stadny, jest ciężka do określenia.
Rok temu o tej porze uciekliśmy z żoną na wieś, i jak się pakowaliśmy, powiedziałem do niej: spakuj się z założeniem, że jedziemy na trzy miesiące. Pukała się w głowę, że jak to na trzy miesiące. W biurze jej powiedzieli o dwóch tygodniach, nie wierzyła w żadne trzy miesiące. A teraz mija rok, i ten rok to chyba była granica jaką byliśmy w stanie wytrzymać, by przestać wierzyć w ,,jeszcze dwa tygodnie". Jak długo to może trwać? Gdyby powiedzieć rok temu, że to będzie trwało rok, ile osób zgodziłoby się na obostrzenia? I ile jeszcze potrwają, zanim jednak przyznamy, że niewiele dają? Kolejne pół roku? Rok? Dwa lata? Ile trzeba czasu, by ostatni zwolennicy obostrzeń przyznali, że miało to znacznie mniej sensu, niż myśleli?
Maseczki gwarantują wolność i tyle w temacie.