24-06-2025, 10:57
Emocjonowanie się dwójką Thorns i pisanie, że na pewno wyjdzie/nie wyjdzie i chuj Snorre w dupę/chuj fanom Snorre którym Snorre nasra na głowę to raczej bez sensu jest.
Primo, nikt na ten album poważnie nie czeka. On po prostu nie jest nikomu potrzebny, bo minęło za dużo czasu, żeby fanów mogło obchodzić, że teraz to już na pewno za rok. Thorns to nazwa znana raczej starym dziadom i serio zapalonym koneserom. W obecnym metalowym światku nie ma żadnego znaczenia - to po prostu taki klasyk sprzed wielu, wielu lat i, ważne, zamknięty rozdział w historii gatunku.
Secundo, ten album nie ma szans nic zmienić czy wnieść do tej muzyki. Casus Monotheist, który wszedł z niebytu i rozstawił wszystkich po kątach to przypadek chyba jedyny w swoim rodzaju. W ogóle warto zauważyć, że Snorre jakoś nigdy nie umiał trafić w dobry dla siebie czas. Najpierw w zasadzie wymyślił blackmetalowe riffowanie do spółki z Euro, ale gdy druga fala osiągnęła szczyt, to on albo kręcił jakieś demówki albo czekał w aucie aż Varg (w samoobronie) wbije Euro nóż w plecy. Debiut Thorns wyszedł w 2001, czyli dobrych kilka lat po tym jak w bm tchnięto tego quasiindustrialnwego ducha znanego z dwójki Mayhem czy z Rebel Extravaganza - i chociaż to raczej tamci inspirowali się nim, to chronologia jest nieubłagana. Pojawił się, jak już publika się osłuchała z podobnym graniem, więc rewolucji nie było. No a potem to wiadomo. Cokolwiek Snorre nagra, nie sądzę, żeby było tam coś, czego nie wymyślono przez ostatnich dwadzieścia kilka lat, bo w bm wymyślono już prawdopodobnie wszystko. Ta muzyka od wielu lat jest martwa, chociaż ciągle wychodzą niezłe, dobre i bardzo dobre płyty. I dwójka Thorns też może być dobra, albo i bardzo dobra. Zobaczymy.
IMO problem z tym typem jest taki, że jest najwyraźniej patologicznym perfekcjonistą z kiepską samooceną, a to choroba, która z wiekiem się pogłębia. Typ będzie robił ten album do zarżnięcia, w kółko na każdym etapie. Teraz są chyba na poziomie miksu? Daję mu jeszcze co najmniej rok na wsłuchiwanie się w najdrobniejsze detale i przesuwanie suwaków o ćwierć milimetra, bo o teraz to lepiej brumi... a nie, kurwa, a teraz nie, to trzeba w dół... nie, w górę, nie... kurwa... i tak tygodniami do momentu, gdy jedyne co zostanie do zrobienia to tłuczenie łbem w mikser.
Ale o ile nie umrze - młody jest, to raczej nie, o ile się w miarę szanuje - to ten album się ukaże. Za rok. Albo za pięć lat. Niespecjalnie mnie to obchodzi. Nie czekam, ale wiem, że jak wyjdzie, to rzucę wszystko w chuj i będę go kręcił w kółko tygodniami, tak jak swego czasu piątkę Toola.
Tymczasem zaś są inne rzeczy do słuchania.