CAN

nie tylko metalem człowiek żyje :)

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

CAN

26-12-2009, 13:17

Tak się złożyło, że nazwa tej kapeli przewija się w różnych dyskusjach prowadzonych na tym forum, ale jak dotąd nikt nie założył o nich osobnego wątku. Postanowiłem więc, na fali popularności ostatniego albumu THE FLAMING LIPS skrobnąć kilka słów na temat ekipy, której wpływy są na "Embryo" szczególnie wyczuwalne. Zresztą specyficzny styl CAN, znany z ich pierwszych płyt, oddziaływał na różne odmiany muzyki rockowej przynajmniej przez kolejne dwie dekady. Nawet dziś daje się wyczuć jego pierwiastki, i to nie u kapel grających rocka w stylu retro, ale właśnie u pionierów. To daje dużo do myślenia a’propos ponadczasowości tej muzyki.

Podstawy ku temu, by zrewolucjonizować świat muzyki popularnej mieli nie byle jakie. Holger Czukay i Irmin Schmidt terminowali u samego Karlheinza Stockhausena. Schmidt ponadto odbył praktyki pod okiem Ligetiego, a w połowie lat 60-tych koncertował z czołowymi przedstawicielami awangardy, jak Steve Reich, Terry Riley i La Monte Young. I od razu wszystko staje się jasne: wspomniani twórcy to minimaliści, wykonujący muzykę repetytywną, opartą na krótkich, powtarzalnych frazach. To muzyczne "mantrowanie" CAN przyswoił sobie najmocniej, czyniąc z niego podstawę swojego stylu, opartego przede wszystkim o hipnotyczny puls sekcji rytmicznej, będący kontrapunktem dla gitarowych dysonansów i wokalnej improwizacji. Po ów genialny patent sięgały później czołowe kapele post-punkowe, jak chociażby Bauhaus czy Public Image Ltd, i można powiedzieć, że jest to właściwie podstawowa zasługa Niemców dla muzyki rockowej.

Obrazek

Swój potencjał objawili już na debiucie. Strach pomyśleć jakie wrażenie robił w 1969 roku "Monster Movie", bowiem do dziś niewiele stracił na swojej nowoczesności. Wszystkie elementy, które miały później zadecydować o sukcesie zespołu pojawiają się już na tym albumie. Jest ta charakterystyczna motoryka Holgera Czukaya (bas) i Jaki Liebezeita (perkusja), jako solidna podstawa pod gitarowe eksperymenty. Jest też ascetyczne brzmienie – kolejny wyznacznik stylu CAN – tutaj jeszcze odrobinę garażowe, ale na kolejnych albumach nabierze zimnego, jakby "elektronicznego" posmaku.
Osobny akapit warto poświęcić stronie wokalnej albumu. CAN miał szczęście do zagranicznych frontmanów, którzy nadawali tej kapeli kosmopolityczny charakter. Najpierw Malcolm Mooney – czarnoskóry Amerykanin, który wprowadził do ich muzyki nutkę soulu, później Damo Suzuki – Japończyk, który postawił na ekstrawagancję, zabawę głosem. Mając Niemca za mikrofonem nie uzyskaliby TAKICH efektów. Śpiew Mooneya ma w sobie coś – cholera, powiem to – romantycznego. Ile tu pierwotnego ognia, który płynie w murzyńskiej krwi. Facet doskonale podgrzewa muzykę, która – przez swą oszczędność – bywa momentami bardzo chłodna. Absolutnym majstersztykiem jest "Yoo Doo Right", 20-minutowy kolos z zapętlonym rytmem, do którego Mooney uparcie wyśpiewuje wciąż te same frazy (wzięte z prywatnej listowej korespondencji). Efekt poraża. To esencja płyty i zapowiedź tego, co Niemcy pokażą na genialnym "Tago Mago".

Obrazek

CAN mieli też krótki flirt z przemysłem filmowym. Owocem współpracy z różnymi reżyserami była kompilacja "Soundtracks", na której znalazły się utwory do filmów: "Deadlock" (reż. Roland Klick), "Cream" (reż. Leonidas Captanos), "Na samym dnie" (reż. Jerzy Skolimowski), "Mädchen... nur mit Gewalt" (reż. Roger Fritz), "Bottom - Ein großer graublauer Vogel" (reż. Thomas Schamoni). Ta pozycja to nieco bardziej piosenkowe oblicze zespołu, chociaż, gdy kończą się kawałki z "Deadlock" i wchodzą pierwsze takty "Don’t Turn the Light On" przestajemy mieć wątpliwości kto tutaj gra. Znów znajdujemy się w krainie jednostajnego tętna sekcji rytmicznej. Trans narasta podczas świetnego "Soul Desert" (z niesamowitym, skrzecząco-chrypiącym głosem Mooneya), a swą kulminację osiąga na genialnym, 14-minutowym "Mother Sky" – najlepszym kawałku na płycie i jednym z najlepszych w historii zespołu. Płytę zamyka znów bardzo nietypowy, jak na standardy CAN, wręcz musicalowy kawałek "She Brings The Rain". Po raz ostatni słyszymy tu głos Mooneya, który w tamtym okresie przeszedł załamanie nerwowe i opuścił grupę (i w ogóle Niemcy, wrócił bowiem do USA). Na tej płycie pojawia się tylko w dwóch kawałkach – reszta to robota Damo Suzuki’ego, wokalisty, który otwiera nową erę w karierze zespołu.

Obrazek

"Tago Mago" to bez wątpienia opus magnum CAN, a przy tym jedna z najlepszych płyt w historii rocka progresywnego, czy też – zawężając nieco – psychodelicznego. Płyta jest podzielona na dwie części. Pierwszą wypełniają minimalistyczne, transowe, pełne przestrzeni jazdy, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić, tyle że zrobione jeszcze lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Ważnym składnikiem są też nonszalanckie wokale Damo Suzuki’ego, który nadał twórczości Niemców jeszcze bardziej nowoczesnego, pop-artowskiego sznytu. W ogóle byłby z niego świetny aktor, bo zmienia osobowości jak rękawiczki: czasem jest wycofany i szepcze coś nieśmiało, innym razem ekspansywnie wypełnia swoim głosem należną mu przestrzeń. Chyba najlepszym momentem tej połowy jest "Halleluhwah", w którym Czukay i Liebezeit przez 18 minut tworzą niespotykany groove poruszający ciało i umysł. Zresztą cały zespół pracuje, jak jeden wielki, tykający zegar. Ta muzyka porywa - jest w niej z jednej strony jakiś modernistyczny chłód, a z drugiej gorąca energia zmuszająca do działania.
Drugą połowę albumu (albo drugą płytę – jeśli posiadacie wersję winylową) wypełniają "Aumgn" i "Peking O" – młot na pozerów, prawdziwie radykalne eksperymenty dźwiękowe, które odstraszą każdego progresywnego sweterkowca, szukającego masturbacji na gryfie i neoklasycznych aranży. Kłania się szkoła Stockhausena i całe awangardowe pochodzenie muzyków CAN. Mamy tu musique concrète, mamy elektronikę i zabawę taśmami… stuki, trzaski, szczekającego psa… jeden wielki collage dźwięków. "Aumgn" nawiązuje do hymnu wymyślonego przez Aleistera Crowleya. Schmidt mantruje, jak odurzony mnich, podczas gdy w tle płyną zniekształcone dźwięki, piszczą zarzynane skrzypce. Pierwsza połowa tego utworu spokojnie mogłaby się znaleźć na którejś z pierwszych płyt Current 93. Po chwili narasta trybialne bębnienie Liebezeita i czujemy, że bierzemy udział w jakimś rytuale. Z kolei w "Peking O" nastrój waha się między zwykłą blagą a poważnym zaburzeniem psychiki. Po tych wstrząsach dostajemy wyciszony "Bring Me Coffee or Tea", pozwalający odpocząć skołatanym nerwom.

Ufff… krócej niestety się nie dało. Dwie następne płyty opowiemy sobie kiedy indziej. Liczę, że ktoś z forumowiczów mnie wyręczy.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

Re: CAN

26-12-2009, 13:32

Wyręczać cię nie będę, bo zaraz spierdalam na świąteczny obiad, ale dodam tylko, że warto zapoznać się także z materiałem wydanym po latach na krążku Delay 1968. To w zasadzie jest pierwszy album Niemców. Gdy go nagrali, nie znalazł się po prostu nikt chętny, aby wydać ten materiał i przeleżał on kilkanaście lat w szufladzie. Porażające jest to, że gdy dziś odpalić te nagrania, to nadal brzmią one dość ...futurystycznie.

a co do samego zespołu, to IMO jest to najważniejszy przedstawiciel krautrocka i jeden z KILKU najważniejszych zespołów w całej historii muzyki rockowej. w zasadzie wszystko co w rocku alternatywne, ma swój początek albo na pierwszych krążkach The Velvet Underground, albo na pierwszych krążkach Can. Przy czym pierwsze nagrania CAN brzmią dziś bardziej aktualnie ;)
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

26-12-2009, 13:38

twoja_stara_trotzky pisze: dodam tylko, że warto zapoznać się także z materiałem wydanym po latach na krążku Delay 1968. To w zasadzie jest pierwszy album Niemców. Gdy go nagrali, nie znalazł się po prostu nikt chętny, aby wydać ten materiał i przeleżał on kilkanaście lat w szufladzie. Porażające jest to, że gdy dziś odpalić te nagrania, to nadal brzmią one dość ...futurystycznie.
A tak, świetna rzecz. Nagrali go jeszcze pod szyldem INNER SPACE, ale wyszedł dopiero w 1981 r. Jeśli ktoś tęskni za Mooneyem na wokalach, to tym bardziej powinien się za tym krążkiem rozejrzeć.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
mietek_fog
zaczyna szaleć
Posty: 202
Rejestracja: 28-06-2006, 19:56

Re: CAN

26-12-2009, 14:52

najbardziej lubię płyty z Malcolmem (Delay 1968 i Monster Movie). z późniejszymi różnie bywa, głównie ze względu na niemiłosiernie irytujący mnie wokal Damo Suzuki’ego... cenię tę grupę głównie za odkrycie siły transu.

co do listy sław inspirujących się Can warto dodać, że Brian Eno, David Bowie, Joy Division czy Coil także mają niemały dług wobec tego zespołu.
Ostatnio zmieniony 26-12-2009, 20:32 przez mietek_fog, łącznie zmieniany 1 raz.
Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni - Bukowski
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

Re: CAN

26-12-2009, 20:11

a znasz jakieś zespoły z TYCH rejonów, które nie mają takiego długu? ;)
mietek_fog
zaczyna szaleć
Posty: 202
Rejestracja: 28-06-2006, 19:56

Re: CAN

26-12-2009, 20:38

Whitehouse?
Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni - Bukowski
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

Re: CAN

26-12-2009, 20:47

no to już jednak nie jest rock ;)
Awatar użytkownika
Wódz 10
rasowy masterfulowicz
Posty: 2041
Rejestracja: 15-12-2006, 20:44

Re: CAN

27-12-2009, 00:07

Nawet nie wiecie jak się cieszę, że taki Can czy Faust są jeszcze przede mną do poznania. Nie mogę się doczekać, acz tego samegomomentu poznania nie przyspieszam. Czas nadejdzie, to posłuchamy. Póki co cieszę się i tak z poznawania kolejnnychn pereł kratua...cuda cuda cuda. Dprawdy, cuda.
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

27-12-2009, 16:46

mietek_fog pisze:najbardziej lubię płyty z Malcolmem (Delay 1968 i Monster Movie). z późniejszymi różnie bywa, głównie ze względu na niemiłosiernie irytujący mnie wokal Damo Suzuki’ego...
A ja właściwie obydwu lubię jednakowo. Mooney na pewno miał lepsze możliwości wokalne (chociażby z racji predyspozycji genetycznych), ale Suzuki nadrabia pomysłem to, czego poskąpiła mu natura.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
streetcleaner
rasowy masterfulowicz
Posty: 2224
Rejestracja: 11-04-2006, 09:36

Re: CAN

25-01-2010, 23:03

Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

Re: CAN

26-01-2010, 00:11

Maria Konopnicka pisze:Ja pierdolę, ale "Tago Mago" to odjazd absolutny! Niesamowita płyta! Wyrzućcie przez okno to czego tam teraz słuchacie i zapuśćcie sobie ten album :))) Słucham dzisiaj przez cały wieczór i wygląda na to, że kilka potraktowanych przeze mnie po macoszemu ubiegłorocznych nowości znów postoi na półeczce. Co za ironia losu - tyle płyt w domu, a ja mp 3 słucham. A propos - czy "Tago Mago" jest dostępne na CD. Bo wiem, że reedycja na LP wyszła i za ok. 100 zł można czasami dorwać, ale z CD CAN jakoś słabo...
Obrazek
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: CAN

13-03-2010, 09:17

Cierpliwość jest cnotą Marysiu.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
null
starszy świeżak
Posty: 25
Rejestracja: 01-09-2010, 19:52

Re: CAN

16-04-2011, 09:59

mietek_fog pisze:Whitehouse?
Środkowa część Soup z Ege Bamyasi mogłaby się spokojnie znaleźć na jakiejś płycie power electronics. :)
Paranoiczny wokal, brudne dysonansowe efekty dźwiękowe i chropowate drony. To nie czyni z Can prekursorów tego stylu, ale niewątpliwie pokazuje klasę zespołu. Ciężko trafić na poletko, którego nie uprawiali - przynajmniej przelotnie.
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: CAN

16-04-2011, 13:16

null pisze:
mietek_fog pisze:Whitehouse?
Środkowa część Soup z Ege Bamyasi mogłaby się spokojnie znaleźć na jakiejś płycie power electronics. :)
Paranoiczny wokal, brudne dysonansowe efekty dźwiękowe i chropowate drony. To nie czyni z Can prekursorów tego stylu, ale niewątpliwie pokazuje klasę zespołu. Ciężko trafić na poletko, którego nie uprawiali - przynajmniej przelotnie.
No przecież wiadomo, że industrial wyrósł częściowo na poletku uprawianym przez krautrock, czy ogólnie rock psychodeliczny lat 60/70. No, a skoro industrial, to wywodzące się zeń power electronics również będzie wiele zawdzięczać tej muzyce.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: CAN

18-03-2012, 10:08

Screenagers opublikowali w zeszłym tygodniu przegląd dyskografii CAN.
Jak ktoś chce poczytać, to tutaj ---> http://screenagers.pl/index.php?service ... show&id=24
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: CAN

18-03-2012, 10:18

Czemu Ci tylko jedną płytę dali zrecenzować :>?
Give birth to something dead
Give birth to something old
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: CAN

18-03-2012, 10:23

Morph pisze:Czemu Ci tylko jedną płytę dali zrecenzować :>?
Bo się za późno zgłosiłem :) Ale uważam, że nic straconego, bo niektórzy na poważnie podeszli do tematu i wyszły fajne teksty.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: CAN

18-03-2012, 10:37

No generalnie całość jest fajnie opisana. Aż się muszę dalej za puszki zabrać.
Give birth to something dead
Give birth to something old
Awatar użytkownika
Glene
weteran forumowych bitew
Posty: 1643
Rejestracja: 03-12-2009, 22:45

Re: CAN

18-03-2012, 16:17

Zapowiada sie ciekawy tekst, w wolnej chwili sie w niego zaglebie. Dobrze, ze takie artykuly powstaja.
streetcleaner
rasowy masterfulowicz
Posty: 2224
Rejestracja: 11-04-2006, 09:36

Re: CAN

29-03-2012, 21:37

ODPOWIEDZ