Dokładnie tak, bardzo chciałbym zobaczyć ich koncert w normalnych warunkach. Zresztą bilet na odwołany w zeszłym roku koncert zakupiłem w dniu, w którym pojawiły się w sprzedaży (z obawy, że się wyprzedadzą :))) Co do setlisty na Sonisphere, faktycznie na początek było "Requiem". Z "Absolute dissent" na pewno pojawiły się dwa kawałki, a tym drugim zagranym zaraz po "This world hell" był "The great cull", bo dobrze pamiętam, jak tłumaczyłem kumplowi, że to też z nowej płyty. :)streetcleaner pisze:Jestem ogromnie zadowolony, że udało mi się dotrzeć na KILLING JOKE. Wiedziałem co mnie czeka, że będzie to skandal związany z daniem im 25 minut, że będą kłopoty z nagłośnieniem i mało kto z obecnej publiczności zrozumie o co chodzi w tym zespole. Ale to nic. To było naprawdę rewelacyjne pół godziny. Nie można im odmówić, że zagrali na odczepnego - zupełnie nie. W tym krótkim czasie i niewygodnych warunkach udowodnili, że ktoś surowo spierdolił sprawę zabierając nam klubowy koncert już dwa razy, a na tym zjebanym festynie wpuszczając ich w rolę otwieracza o takiej porze!!! Jestem przekonany, że w dobrze nagłośnionym klubie, z pełnym setem koncert KILLING JOKE to absolutne misterium!
Podobnie jak Maria, jestem zdania, że kolejne Sonisphere w Polsce się nie odbędzie, chyba, że znowu ściągną do Polski panów z zespołu na M. Fakty są takie, że nikt inny nie zapewni dobrej sprzedaży biletów (przy zachowaniu ściśle metalowej formuły tego festiwalu). Co do pojawiających się tutaj sugestii, proponuję jednak zejść na ziemię. Ktoś wcześniej wspomniał o Alice Cooperze - podejrzewam, że koncert tego pana mógłby się co najwyżej odbyć w Stodole, i zapewne przyciągnąłby podobne "tłumy", jak Queensryche parę lat temu (chociaż bardzo chciałbym nie mieć racji). Pamiętam pustki na koncercie Guns 'n' Roses, kiedy grali na Legii - na moje oko nie było więcej niż jakieś 7-8 tysięcy luda, a przecież ta nazwa przeciętnemu zjadaczowi chleba na pewno mówi więcej niż jakieś Iron Maiden.