
Nic nie wskazuje na to, żeby ta płytka została należycie doceniona. Okładka wskazuje na siódmą wodę po spedalonym kuzynie Alcest, google się chce upewnić czy nie mam na myśli "Through the Cervix of Hawaii", etc., etc. A tymczasem skurwiesyny z Antydelirium wykurwiają sprośny i absolutnie zbereźnie wulgarny def metyl z najgłębszych czeluści Szeolu. Płyty roku nie będzie, ale jak najbardziej się z tym pomiotem Gehenny zapoznać warto.